...czyli ogrom słonej wody po raz pierwszy w życiu zobaczyłam w sierpniu 1983 r., gdy katamaranem popłynęłam na Hel.
Miałam wówczas 23 lata, ale nigdy wcześniej nie podziwiałam zapierającego dech w piersiach tańca fal. Już na statku moja młodzieńcza fascynacja morzem została dostrzeżona przez fotografa, który ukradkiem pstrykał mi fotki. Gdy zeszliśmy na plażę spytał, czy zostanę jego modelką, bo chciałby utrwalić mój wdzięk i radosny śmiech. Zgodziłam się, a on z prawdziwą pasją mnie fotografował. Chwalił, że obiektyw mnie lubi a fotki, które wykona będą zdobiły okładki kolorowych czasopism. Śmiałam się tylko z tego i po całej zdjęciowej sesji pożegnałam i udałam do kiosku „Ruchu”, by nabyć kolejną widokówkę i wysłać narzeczonemu.
Dzięki tym widokówkom wiem, że 4 sierpnia 1983 r. pozdrawiałam go z Gdyni, 5 sierpnia z Helu, a 6 sierpnia z Jastarni. Wiem też jaka była pogoda oraz pamiętam, że wprawdzie widokówki mogłam nabyć bez problemu, lecz problem stanowiło kupienie znaczka. Wówczas znaczek na list kosztował 6 zł, zaś na widokówkę 5 zł. W Gdyni bez problemu kupiłam odpowiedni znaczek i pozdrowienia wrzuciłam do skrzynki pocztowej, natomiast na Helu mieli tylko na listy i taki kupiłam, i widokówkę wysłałam. Natomiast w Jastarni nigdzie, ale to nigdzie nie było znaczków, o czym świadczy mój odręczny dopisek: nie wiem czy uda mi się kupić znaczek, bo tu panuje kryzys na znaczki. Przepraszam. Niestety znaczka nie kupiłam, zaryzykowałam i wrzuciłam do skrzynki widokówkę bez niego. Takie moje zachowanie adresata kosztowało 10 zł, ponieważ poczta za taką usługę liczyła podwójnie i adresat, aby otrzymać upragnioną korespondencję,, musiał uiścić opłatę.
Od pamiętnej wyprawy nad morze minęło 40 lat. Zachowały się widokówki oraz wówczas pstrykane przez słynnego fotografika zdjęcia. Nie mam pojęcia czy moje fotki zdobiły okładki jakichś czasopism, ale przygoda była wspaniała i w pamięci została. Często słyszę jak moje koleżanki mówią, że kiedyś były piękne i młode, po czym dodają co z tego pozostało. Więc za nimi powtarzam, że ja też tak mam, że faktycznie tylko „i” pozostało, ale się miło wszystko wspominało. Te refleksje i wspomnienia przywołał spacer z rodziną z Pomorza. Pokazałam im Szczytno, poprowadziłam wokół Jeziora Dużego Domowego i snułam wspomnienia z pierwszego pobytu morskiego. Ich Szczytno zachwyciło, a mnie myśl w głowie zaświtała, że może wybiorę się znów nad morze...
Grażyna Saj-Klocek