W niecałą godzinę po opuszczeniu obwodnicy trójmiejskiej byłem w Ośrodku Rekreacyjno-Wczasowym w samym centrum Dębek, w gminie Krokowa, powiat pucki, województwo pomorskie. Jakże tu pięknie, nie muszę nikogo przekonywać! Nasze morze od lat przyciąga turystów, wczasowiczów, kuracjuszy, no i artystów, takich jak ja malarzy niczym przysłowiowy magnes! To zasługa nie tylko licznych atrakcji, czy też pięknych widoków, ale również licznych korzyści zdrowotnych wynikających z morskiego klimatu, bo każdy kto się tutaj zjawi oddycha morskim powietrzem o dużym stężeniu jodu!

Na plenerze w Dębkach
Obraz przedstawiający polne kwiaty wzbudził zachwyt pewnej Niemki z Rotenburga

Dębki od zawsze miały w sobie coś magicznego. Pobyt tam to spełnienie marzeń niejednego przybysza.

Malując obrazy nad samym morzem, jednocześnie wzmacniałem swoją odporność oraz poprawiłem ogólną kondycję. Po prostu cały czas pochłaniałem jod z powietrza, którego nad zimnym Bałtykiem znajduje się najwięcej na świecie! Tego pierwiastka potrzebuje każda komórka naszego organizmu, a w przypadku osób mocno dorosłych (mówię o sobie), niewystarczająca ilość jodu przyczynia się do chorób sercowo-naczyniowych oraz do zbyt wysokiego poziomu cholesterolu.

Szkoda, że Morza Bałtyckiego nie ma na Mazurach, ale my Mazurzy kiedyś zamieszkiwaliśmy nad tym morzem, tylko lodowiec przesunął nas z północy do centralnej Polski trochę zbaczając na wschód. Teraz już na poważnie - zaledwie po upływie kilku dni pobytu w Dębkach zauważyłem poprawę samopoczucia! Stałem się jakiś energiczniejszy, zwiększyła się moja koncentracja. A co najważniejsze, zaczęły podobać mi się wszystkie kobiety, tylko one nie zwracały na mnie uwagi - chyba że po zmierzchu lub po dobrym drinku.

A jakie smaczne są ryby bałtyckie! Bo świeże, prosto z morza! Dla nikogo nie jest tajemnicą, że ryby morskie oraz owoce morza stanowią bogate źródło jodu, którego najwięcej posiada dorsz, którego najbardziej uwielbiam, zwłaszcza smażonego! W mojej młodości kłamliwie „reklamowano” te ryby, mówiąc: jedzcie dorsze, bo gówno gorsze! Kiedyś ten gatunek był tanim jedzeniem dla mas, teraz stał się wykwintną potrawą. Głównie za czasów PRL uchodził za pospolitą, tanią rybę, pamiętam, że w wiejskich sklepikach zawsze można było kupić wędzonego dorsza. Podobnie miały się również sprawy na przykład z ostrygami, które stanowiły podstawowe pożywienie ubogich bretońskich rybaków, następnie trafiły na stoły króla Francji i arystokratów.

Leszek Mierzejewski podczas pleneru w Dębkach

Obecnie dorsz jest jednym z zagrożonych gatunków ryb, głównie na skutek nadmiernej eksploatacji łowisk, a w Dębkach ceny za smażonego dorsza zostały wywindowane pod sufit! A jest to ryba szlachetna, o delikatnym, soczystym, bardzo białym mięsie. Dla mnie, jedna z dwóch najsmaczniejszych ryb, obok mazurskiego szczupaka. Nie wymieniam miętusa, bo to rarytas nad rarytasami i na samą myśl, ślinka mi cieknie!

Codziennie mógłbym w Dębkach konsumować dorsza: raz smażonego, następnym razem wędzonego, w occie, w konserwie, z rożna, w chrupiącej panierce… Tylko że ceny!!! Obłęd – oni nad tym morzem oszaleli, za wszystko liczą bajońskie sumy. Faktycznie, to ja nie wiem jak nadmorscy restauratorzy wychodzą przez trzy i pół miesiąca na swoim, jakie oni mają zyski, gdy w restauracjach pustką wieje? A sezon turystyczny nad naszym morzem trwa trzy miesiące: czerwiec, lipiec, sierpień i trochę września. Tam w drogich knajpach klienta nie uświadczysz, bo przeciętni turyści kupują ryby prywatnie u rybaków lub w sklepach prowadzonych przez spółki rybackie. Na kwaterze sami przyrządzają posiłki z darów morza.

Rozumiem, że przez powracającą pandemię wszystko się pokićkało i wszyscy na gwałt chcą się odkuć! Nawet w Szczytnie, przed wyjazdem zauważyłem, że ceny lawinowo pną się do góry, gdy tymczasem rządzący nam wmawiają, że wszystko jest po staremu i wszystko cacy. Podam kilka przykładów, a mógłbym je mnożyć dziesiątkami, nie podając podwyżek żywności. W ubiegłym roku za przeczyszczenie komina płaciłem 86,40 zł – w tym roku już wybuliłem 108,00 zł. Za przełożenie czterech opon z wyważeniem płaciłem 80. 00 zł – w tym roku musiałem zapłacić 120 zł. Za odpady komunalne segregowane w ubiegłym roku płaciłem18,66 zł co miesiąc od osoby – w tym roku już płacę 24, 00 zł co miesiąc od osoby! Wystarczy?!

Nawiązując do mojego podstawowego celu w jakim przybyłem do Dębek, to pierwszy obraz jaki namalowałem nad morzem, to „Leśna kapliczka”. Obraz w technice: akryl + olej na płótnie.

Pierwsze dzieło nie nawiązywało do marynistyki, ale to już mój trzeci z rzędu plener nad Morzem Bałtyckim i sceny morskie nie bardzo mi wychodzą! Może na zakończenie coś tam wymodzę, jednak obraz z kapliczką miał wzięcie, nawet gospodarz obiektu wytypował go dla własnych potrzeb.

Pobyt na plenerze w Dębkach mijał jak zaczarowany, a czas biegł zgodnie z piosenką Czesława Niemena pt. „Czas jak rzeka”. Pomyślałem, że czas przemija jak nasze życie! Jedne rzeczy się kończą, inne zaczynają. Więc i kolejny obraz zakończyłem malować, jednym słowem dobrze, że motyw przemijania występuje w malarstwie w pozytywnym kontekście, bo każdy malarz uważa, że następny obraz jest najładniejszy spośród jego dzieł.

Namalowałem, kilka obrazów, jednak jeden, przedstawiający polne kwiaty, których tu pełno wokół rosło – pozostał mi w pamięci! Dlaczego go zapamiętałem? Bo gdy go zobaczyła na mojej stronie internetowej Niemka z Rotenburga, to zakochała się w tych kwiatach!

Lecz obraz ten wcześniej obiecałem szefowej kuchni, za zdrowe i smaczne żywienie.

Ponieważ jestem mężczyzną w tym wieku, w którym kobiecie się nie odmawia, to w Dębkach rozpocząłem a w Szczytnie zakończyłem, malować dla Niemki podobne kwiaty, na tle mazurskiego lasu!

Czas dalej pędził niemiłosiernie, dobrnęliśmy do finiszu pobytu nad Morzem Bałtyckim na Kaszubach! Czym my się tam na co dzień zajmowaliśmy? Ano, nie tylko twórczością artystyczną. Bliskość morza, otwarta przestrzeń pod gołym niebem, ładna pogoda - były naszą codziennością! Połowę czasu przeznaczaliśmy na malowanie, natchnienie dawało nam światło, blask, świeże powietrze i bryza od morza! Również istotna rolę narzucała przecudowna okolica, gdzie odizolowani byliśmy od zgiełku cywilizacji, inspirowani przez naturę, tworzyliśmy swoje dzieła na płótnie.

Pozostały czas dnia przeznaczaliśmy na spacery nad morzem, spotkania towarzyskie przy kawie, opalanie i niekończące się dyskusje o malarstwie.

Leszek Mierzejewski

(cdn.)