Bycie posłem to nie tylko udział w posiedzeniach sejmu, komisjach czy różnego rodzaju uroczystościach, ale także, a może przede wszystkim kontakt z mieszkańcami. Temu właśnie służą poselskie dyżury, podczas których ludzie zgłaszają swoim parlamentarnym reprezentantom codzienne problemy, bolączki czy żale. Byliśmy ciekawi, z jakimi sprawami mają do czynienia posłowie ziemi szczycieńskiej, Jerzy Gosiewski (PiS) i Adam Krzyśków (PSL).

Na poselskim dyżurze

W RZĄDZIE Z NIESIOŁOWSKIM

Jerzy Gosiewski posłem jest już drugą kadencję, choć pierwsza, z powodu samorozwiązania się sejmu w 2007 roku trwała tylko dwa lata. Jak mówi, podczas swoich poselskich dyżurów spotyka się z różnymi sprawami, a każda z nich ma inny charakter. Wiele osób szuka u posła pomocy w rozwiązaniu sąsiedzkich konfliktów.

– Zdarza się, że w takich sytuacjach proszę o przyjście do mnie także drugą stronę sporu i doprowadzam do konfrontacji. Dwa razy udało mi się doprowadzić nawet do zgody między skłóconymi sąsiadami – mówi z dumą poseł. Kolejna kategoria interesantów to ludzie dotknięci biedą. – W naszym regionie jest ich bardzo wielu. Każdy uważa, że ma za małą emeryturę czy rentę i liczy na wsparcie – mówi poseł. Niektórzy przychodzą na dyżur, domagając się konkretnej materialnej pomocy.

– Jest parę osób, które odwiedzają posła, myśląc, że ma on dużo kasy i nawet jeśli nic nie załatwi, to chociaż coś da.

Przyznaje, że zdarzyło mu się wspomóc drobnymi sumami osoby, które w dramatycznych słowach opisywały mu swoją sytuację. Szybko jednak tego pożałował.

– Kiedyś w Szczytnie podeszła do mnie kobieta, prosząc o 50 złotych. Spełniłem jej prośbę, ale za dwie godziny zobaczyłem ją pijaną – opowiada Jerzy Gosiewski. Od tamtej pory przestał komukolwiek dawać pieniądze. Jeśli już, to woli ofiarować konkretną pomoc materialną, choć i z tym bywa różnie.

– Niedawno pewien starszy pan poprosił mnie o kupno chleba. Spełniłem jego prośbę, a on na to, że przydałby się do tego jakiś pasztet. Trudno, kupiłem mu i pasztet. Wtedy on mówi mi, że nie ma siły tego zanieść do domu i prosi mnie jeszcze o podwiezienie – wspomina poseł. Jak zauważa, zazwyczaj ci najbardziej potrzebujący nie proszą o pomoc. Robią to zwykle osoby, które przyzwyczaiły się do tego, że muszą otrzymać wsparcie. Kolejna kategoria interesantów, to swojego rodzaju „podpuszczacze”.

– Mówią, że byli już u przedstawicieli PSL-u i PO, ale nic nie wskórali. Według szacunków parlamentarzysty, jakieś 10 – 15% interesantów przychodzi na dyżury po to, by go ... instruować. – Ostatnio pewien człowiek napisał mi w punktach instrukcję, co mam robić w sejmie. Bywa też tak, że poselskie biuro odwiedzają ludzie, których rozeznanie co do sytuacji na scenie politycznej nie jest najlepsze.

– Często takie osoby mówią mi: panie pośle, z pana taki porządny człowiek, to po co jest pan w rządzie z tym Niesiołowskim, albo: a co pan robił z Palikotem, też pan wódkę produkował – opowiada ze śmiechem poseł. Nie brak też sytuacji zabawnych, choć wymagających zachowania powagi, a nawet pewnego rodzaju dyplomacji. Pewnego razu do biura posła przyszła kobieta po pięćdziesiątce, kilkakrotna rozwódka, matka gromadki dzieci. Zwróciła się do parlamentarzysty z dość nietypową prośbą. – Chciała, żebym pomógł jej studiować prawo i zostać prokuratorem. Odpowiedziałem, że dobrze myśli, ale najpierw musi znaleźć jakąkolwiek pracę, najlepiej w sądzie lub prokuraturze, na początku nawet w charakterze sprzątaczki, a potem, kto wie, może i sekretarki, a wtedy będzie mogła studiować. Zdaniem Jerzego Gosiewskiego, duża grupa osób przychodzi do niego po to, by po prostu porozmawiać.

– Czasem wystarczy tylko rzucić jakiś pomysł, a to, czy zostanie podchwycony, czy nie, nie zależy ode mnie – uważa.

JA NIE MAM NIC, TY NIE MASZ NIC, RAZEM ZROBIMY INTERES

Adam Krzyśków w sejmowych ławach zasiada dopiero pierwszą kadencję. Swoich interesantów dzieli na kilka kategorii, według poruszanych przez nich spraw. Pierwsza to ludzie niezadowoleni z pracy urzędów. – Wielu z nich ma już nawet rozstrzygnięcia w postaci wyroków, ale w spotkaniu z posłem upatrują szansę na ponowne rozpatrzenie swojej sprawy – mówi Adam Krzyśków. Tę grupę interesantów przyjmuje zazwyczaj dyżurujący w poselskim biurze prawnik. Według posła, jego zatrudnienie było strzałem w dziesiątkę. Teraz, wiele osób, zamiast widzieć się z parlamentarzystą, woli od razu udać się do prawnika. Kolejna kategoria spraw wiąże się z funkcjonowaniem ZUS-u, wypłatą świadczeń. Część interwencji dotyczy także funkcjonowania samorządów. Nie brak również osób, które zwracają się z prośbą o wszczęcie dodatkowych postępować lub skierowanie do prokuratury spraw już umorzonych. Niektórzy w spotkaniu z posłem widzą szansę na rozkręcenie biznesu.

– Przychodzą na zasadzie- ja nic nie mam, ty nic nie masz, razem zrobimy interes. Wierzą, że poseł ma dojścia i może załatwić dotację czy rządowe pieniądze – opowiada Adam Krzyśków. Często mieszkańcy przychodzą do niego ze sprawami związanymi z funkcjonowaniem administracji rządowej, a szczególnie różnego typu agencji, głównie Agencji Nieruchomości Rolnych i modernizacji rolnictwa. Kolejny blok interwencji dotyczy kwestii ochrony środowiska. Podobnie jak Jerzy Gosiewski, zetknął się z postawami roszczeniowymi.

– Na samym początku kadencji było kilka wizyt osób, które, powołując się na to, że na mnie głosowały, tłumaczyły, że powinienem być moralnie zobowiązany do ich wsparcia finansowego – opowiada Adam Krzyśków. Zwykle proponuje takim osobom pomoc, ale pod warunkiem, że wcześniej np. posprzątają podwórko. Jak się okazuje, taka oferta najczęściej zniechęca ten typ interesantów.

– To dla nich zbyt uciążliwe i pracochłonne – komentuje poseł. Podczas dyżurów do poselskiego biura przychodzą też dość barwne postacie, typy „polemistów”. Niedawno Adama Krzyśkowa odwiedził mieszkaniec Pasymia, który mocno krytykował PSL za to, że popiera traktat europejski.

– Rozstaliśmy się w atmosferze zrozumienia, a panu wysłaliśmy na jego adres domowy pełną wersję traktatu, żeby się z nim zapoznał, bo jak się okazało, całą wiedzę na ten temat czerpał tylko z Radia Maryja – wspomina Krzyśków. Jak mówi, ludzie przychodzą do niego nie tylko po to, żeby się wyżalić, ale także po to, by zwyczajnie pogawędzić.

Ewa Kułakowska/ fot. A. Olszewski

W BIURZE POSŁA

Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda poselskie biuro „od kuchni”. Na jego prowadzenie każdy parlamentarzysta otrzymuje miesięcznie 11 tys. 150 złotych z Kancelarii Sejmu. Z tego trzeba opłacić czynsz za lokal, ryczałt za samochód oraz pensje pracowników. To tu trafiają interesanci ze swoimi problemami. Wiadomo, że poseł nie urzęduje stale w biurze, dlatego w prowadzeniu go pomagają mu współpracownicy. Do dyrektor biura Adama Krzyśkowa, Sylwii Jaskulskiej trafiają wszystkie sprawy, z jakimi zwracają się mieszkańcy.

– Każda z nich jest wpisana do akt i zarejestrowana – zapewnia dyrektor. Biuro funkcjonuje od listopada 2007 roku. Do tej pory wpłynęły tu 233 sprawy. Miesięcznie biuro odwiedza około 40 osób. Dyrektor, oprócz prowadzenia dokumentacji, spraw finansowo-księgowych, przygotowywania korespondencji, prowadzenia kalendarza posła oraz umawiania go na spotkania w ministerstwach, reprezentuje parlamentarzystę także na zewnątrz. Jej praca polega na częstych wyjazdach w teren.

- Biorę udział w uroczystościach, na które zapraszany jest poseł, uczestniczę też w sesjach samorządów. Potem przedkładam posłowi zapytania mieszkańców oraz przedstawiam mu poruszane tam problemy – wyjaśnia Sylwia Jaskulska. Do zadań dyrektora należy również rozliczanie się z Kancelarią Sejmu z finansów otrzymywanych na prowadzenie biura. Do tego dochodzi jeszcze odpowiadanie na maile oraz redagowanie strony internetowej posła. W prowadzeniu biura Sylwii Jaskulskiej pomagają stażyści, którzy pod jej nieobecność przyjmują interesantów. Dyrektor przyznaje, że choć pracuje dla posła już dwa lata, to ciągle jeszcze wielu rzeczy się uczy. Jak mówi, jej szef jest bardzo merytoryczny, a przy tym także wymagający.

– Dotyczy to zwłaszcza redagowania pism. Zależy mu zawsze, by nie brzmiały one urzędowo, lecz były zrozumiałe dla zwykłego człowieka. Zapewnia jednak, że praca daje jej dużo satysfakcji i nie ma tu miejsca na nudę. Szczególnie miłe są dowody wdzięczności ze strony mieszkańców, których sprawy udało się korzystnie załatwić. – Wiele osób, nie tylko z terenu naszego powiatu, potrafi przyjść i podziękować, co zawsze sprawia nam dużą satysfakcję – podkreśla dyrektor.

W odróżnieniu od Adama Krzyśkowa, podstawowe biuro posła Gosiewskiego mieści się w Mrągowie. W Szczytnie dyżuruje on raz w miesiącu, w budynku na ul. Konopnickiej 70. Wykaz dyżurów można znaleźć na stronie internetowej posła, a sprawy należy zgłaszać jego asystentom w naszym powiecie – Mirosławowi Medźwieckiemu i Szczepanowi Worobiejowi.

(łuk)