Na nadmiar połączeń kolejowych w Szczytnie nie narzekamy, a podróżnym może dodatkowo brakować kursów w godzinach przedpołudniowych do Olsztyna.

Nocne pociągiOby sytuacja poprawiła się po modernizacji linii do Ełku, ale i w to można powątpiewać. Mimo tych niedogodności stacja kolejowa w Szczytnie może pochwalić się tym, że żyje także w porze nocnej, co w naszych czasach nie jest regułą. Nawet w większych miastach ruch na torach ustaje obecnie przed godziną 22. Inaczej jest w wybrane dni w Szczytnie i na kilku pobliskich stacjach, a wszystko to zasługa późnych (lub bardzo wczesnych) godzin przylotów i odlotów z lotniska w Szymanach. Ze stacji Szymany Lotnisko mamy we wtorki i soboty szynobus odjeżdżający do Olsztyna o  2.45. Przygotowano go z myślą  o podróżnych przybywających samolotem ze Lwowa. W rozkładzie pojawia się w inne dni  także kurs po godz. 23. związany z późnowieczornym samolotem do i z Londynu Luton. Po dziesięciu minutach każdy z szynobusów jest w śpiącym już raczej Szczytnie (fot. 1). Zdecydowanie w porze nocnej pojedziemy również do stacji Szymany Lotnisko (wyjazd z Olsztyna przed godz. 1.).
Na pewno sporo osób pamięta, że jeszcze w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, gdy o nocnych lotach z  portu Olsztyn-Mazury  nie było mowy, każdy chętny mógł na krótko przed północą lub już po niej wsiąść w Szczytnie do pociągów nie byle jakich, bo długich składów relacji Gdynia-Ostrołęka-Lublin (i vice versa), Gdynia – Ostrołęka - Białystok- Grodno (to na Białorusi) czy Ełk- Olsztyn Gł. - Warszawa. Na krótko przed 23. (czyli w porze nocnej) odjeżdżał nawet ostatni pociąg z Ostrołęki do Olsztyna.

KATASTROFA SPRZED PÓŁ WIEKU

Jazda pociągiem, zarówno we dnie, jak i w nocy, to dla wielu czysta przyjemność i odmiana od częstszego przemieszczania się samochodem. Nie wszyscy mają jednak same miłe wspomnienia związane z jazdą koleją. Ponad pół wieku temu w tragicznej w skutkach katastrofie kolejowej uczestniczył nasz Czytelnik, pan Ryszard Kubacki, znany sportowy sędzia i działacz Omulwi Wielbark (fot. 2). Mieszkał wówczas w Szczytnie, a 3 lipca 1967 roku wracał z rodzicami i rodzeństwem z pobytu u rodziny pod Ciechanowem. W Ciechanowie wsiedli do pociągu relacji Warszawa Wschodnia – Olsztyn – Giżycko – Ełk. Planowali dojechać nim do Nidzicy, by tam przesiąść się do kursującego w tamtych czasach składu do Szczytna. O godzinie 13.13 (to pora w sam raz dla miłośników feralnych liczb) doszło do wypadku. Było to niedaleko stacji Sarnowo, pomiędzy Działdowem i Nidzicą. Pan Ryszard wciąż doskonale  pamięta  tamte chwile. Tuż przed wypadkiem stał przy oknie w przedziale. – Tylko zdążyłem odejść i zaczął się ten wagon bujać. Śniło mi się, że gdzieś w przepaść lecę.
Ową przepaść współtworzył wysoki nasyp, z którego stoczyły się cztery ostatnie wagony składu ciągniętego przez parowóz (fot. 3). Właśnie w czwartym wagonie od końca podróżowała rodzina pana Ryszarda.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.