Dzieci z oddziałów przedszkolnych SP z OI nr 2, jeśli nie korzystają z dofinansowania opieki społecznej, nie mogą jeść obiadów w szkolnej stołówce. Zdaniem rodziców to jawna dyskryminacja. Dyrekcja tłumaczy, że zgodnie ze statutem prawo do posiłków mają w pierwszej kolejności uczniowie szkoły, a nie przedszkolaki. To nie przekonuje rodziców. - Czym sześciolatek różni się od pierwszoklasisty, że nie może zjeść obiadu z innymi? - pytają.
TO DYSKRYMINACJA
Wraz z końcem września dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 2 z Oddziałami Integracyjnymi zdecydowała, że 5- i 6-latki uczęszczające do grup przedszkolnych nie mogą korzystać z obiadów wydawanych w szkolnej stołówce. Wyjątkiem są dzieci, którym posiłki finansują MOPS lub GOPS. Tymczasem część rodziców chciałaby, aby ich pociechy po zajęciach jadły obiady wraz z rówieśnikami. Decyzję dyrekcji uważają za krzywdzącą i niesprawiedliwą.
- To jawna dyskryminacja. Nie chodzi nam już o same obiady, ale o to, że nasze dzieci zostały odizolowane od innych – mówi jeden z rodziców, pan Marcin. Dodaje, że teraz w szkole dochodzi do przykrych sytuacji. - Kilka dni temu byłem świadkiem sceny, że dzieci, którym posiłki finansuje opieka społeczna poszły jeść, a pozostałe zostały zaprowadzone do klasy i tam czekały, aż zabiorą je rodzice. Pierwsze pytania, jakie zadawały, to dlaczego nie dostałem dziś obiadu – relacjonuje pan Marcin. Rodzice próbowali wyjaśnić sprawę podczas rozmowy z dyrektor szkoły, ale nie dało to efektu.
- Pani dyrektor stwierdziła, że mogliśmy zapisać dzieci do innych przedszkoli na terenie miasta, gdzie płacilibyśmy około 300 zł miesięcznie i proble mu z wyżywieniem by nie było – mówią. Podczas rozmowy dyrektor miała im także powiedzieć, że szkolna kuchnia nie dałaby rady nadążyć z zapewnieniem posiłków tak dużej liczbie dzieci, bo pracują w niej tylko dwie kucharki. - Dlaczego więc nikt nie wystąpi do urzędu pracy o kogoś np. na staż? – zastanawiają się. Dziwi ich również, że przedszkolaki muszą przynosić do szkoły cukier, herbatę, mydło oraz ręczniki papierowe. - Coś tu jest nie tak, skoro szkoła nie potrafi zapewnić nawet podstawowych środków czystości – mówi pani Julita, jedna z matek.
SZKOŁA NIE DAJE RADY
Dyrektor SP z OI nr 2 Grażyna Wyrzykowska – Mączyńska tłumaczy, że nie ma obowiązku, by dziecko, które przebywa w szkole tylko 5 godzin, korzystało z dożywiania, a tak jest właśnie w przypadku przedszkolaków.
- Liczba naszych uczniów korzystających z posiłków finansowanych przez MOPS czy GOPS jest bardzo duża i ciągle się zwiększa, a my mamy określone możliwości w kuchni – tłumaczy dyrektor. Zapewnia, że występowała do urzędu pracy o kogoś do pomocy, ale jej nie otrzymała, bo w tym roku znacząco ograniczono środki na staże czy przygotowania zawodowe. Dyrektor przypomina, że zgodnie ze statutem to uczniowie szkoły, a nie przedszkolaki mają prawo do korzystania ze świetlicy oraz dożywiania. Jej zdaniem o żadnej dyskryminacji nie ma mowy, a niezadowolenie wyraża tylko mała grupa rodziców. - Kiedy dziecko wraca z zajęć do domu, to tam powinno mieć obiad – uważa dyrektor.
Mimo wszystko postanowiła wyjść naprzeciw postulatom części rodziców i poprosiła ich, by składali podania o obiady w szkole, o ile występuje u nich wyjątkowa, trudna sytuacja, która powoduje niemożność zapewnienia dzieciom posiłku w domu. Kilka takich wniosków już do niej wpłynęło i zostały rozpatrzone pozytywnie. - Jako człowiek nie mogłabym pozwolić na to, żeby w szkole były głodne dzieci – mówi Grażyna Wyrzykowska – Mączyńska. Przyznaje jednak, że na początku roku szkolnego mylnie uznała, że szkoła da radę wyżywić wszystkich chętnych, w tym także przedszkolaków. Wyjaśnia, że placówka zapewnia dzieciom podstawowe środki czystości, ale w przedszkolu zużywa się ich bardzo dużo. Ręczniki np. są wykorzystywane do zajęć plastycznych, stąd prośba o ich przynoszenie. Z kolei w stołówce przedszkolakom przygotowywane jest miejsce i naczynia niezbędne do spożycia przyniesionego z domu śniadania. Kuchnia szkolna natomiast sporządza dostarczoną przez rodziców herbatę.
Wyjaśnienia dyrekcji nie przekonują części rodziców. Według nich z obiadów korzystałoby góra 20 przedszkolaków, więc przygotowanie dla nich posiłków, w sytuacji gdy szkoła wydaje ich dziennie około 260, nie byłoby wielkim problemem. Nie rozumieją też powoływania się na statut szkoły mówiący, że wyżywienie przysługuje tylko starszym dzieciom. - Czym różni się sześciolatek od pierwszoklasisty? - zastanawia się jedna z matek.
Ewa Kułakowska