Ksiądz proboszcz Andrzej Preuss opowiada o swojej wrześniowej pielgrzymce do Santiago de Compostela.

W niewiele ponad 20 dni przeszedł około 800 kilometrów starym szlakiem pielgrzymkowym prowadzącym praktycznie przez całą Hiszpanię.

Piechotą po Hiszpanii

Na pomysł udania się na pielgrzymkę wraz ze swoim przyjacielem, proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP Andrzej Preuss wpadł już ponad rok temu. Przygotowania do wędrówki zajęły kilka miesięcy. Trzeba było dokładnie przewidzieć co będzie potrzebne w trasie, gdyż jedyny bagaż stanowił plecak niesiony przez wędrowców. Po przybyciu na miejsce każdy z pielgrzymów w mieście gdzie rozpoczyna się wędrówkę, czyli Saint Jean Pied de Port otrzymuje swoją książeczkę pielgrzyma, tzw. credencial. Jest w niej miejsce na pieczątki, które zbiera w mijanych jadalniach czy miejscach noclegowych. Książeczka niejako poświadcza o przebytej drodze i uprawnia do odebrania potwierdzenia ukończenia pielgrzymki, czyli composteli. Jednocześnie wbite w nią pamiątkowe pieczątki pomagają przypomnieć sobie miejsca, które się po drodze odwiedziło. Do celu prowadzi kilka dróg. Ksiądz Andrzej Preuss wraz ze swoim przyjacielem wybrali tzw. francuski szlak liczący około 800 kilometrów. Trasa rozpoczyna się u podnóża Pirenejów i prowadzi przez całą Hiszpanię aż do jej północnego krańca. Po drodze przechodzi się przez tereny mało zaludnione jak i przez spore miasta, takie jak: Burgos, Leon czy Pampeluna. Po przemierzeniu Pirenejów kolejną krainą jaką mija się po drodze jest Meseta.

- To bardzo specyficzne miejsce, bowiem jak daleko się nie sięgnie wzrokiem teren wydaje się niemal idealnie równy.

Jak mówi duchowny, dodatkową przeciwnością jest tamtejszy klimat. W nocy panują przejmujące chłody i temperatura spada do zaledwie 2-3 stopni powyżej zera, w dzień zaś niemal od samego południa panują 40-stopniowe upały.

WCZORAJ I DZIŚ

Jako że szlak liczy już sobie dobrych kilkaset lat pielgrzymi co chwilę napotykają na równie wiekowe zabytki. Od wielu już wieków wokół pielgrzymów powstawała cała infrastruktura. Jak wspomina ksiądz, w czasie swojej wędrówki mijali mosty z czasów rzymskich, które były budowane, aby ułatwić pątnikom drogę, ruiny zamków, głównie budowanych przez templariuszy, aby chronić pielgrzymów przed różnego rodzaju bandami, a także ruiny starych szpitali, w których udzielano pomocy wędrowcom.

Podobnie jest również teraz. Na trasie zbudowano liczne schroniska (Albergue), w których za niewielką opłatą można zatrzymać się na noc. Większość z nich to większe sale, gdzie w licznych rzędach poustawiane są piętrowe łóżka. Najczęściej należy je opuścić do godziny 8, gdyż we wczesnych godzinach popołudniowych zaczynają przybywać kolejne tury pielgrzymów.

- Warunki nie są komfortowe, ale to właśnie pokazuje jak niewiele trzeba, żeby żyć.

Po kilku dniach marszu, gdy w dzień pokonuje się prawie 40 kilometrów niosąc na plecach 9-kilogramowy plecak, wystarczy tylko miejsce do spania i trochę wody do umycia. Często jednak na trasie zdarza się tak, że w miejscowości gdzie planowany był nocleg okazuje się, że w schronisku nie ma już miejsc. Wtedy można udać się do następnej miejscowości, która oddalona jest o kolejne 4-5 kilometrów, nie mając gwarancji, że tam znajdzie się miejsce noclegowe.

- Można też noc spędzić śpiąc pod gołym niebem. Nam zdarzyło się spać na podłodze w jednym z mijanych kościołów, gdy okazało się, że w schroniskach nie ma już miejsc.

SANTIAGO DE COMPOSTELA

Z każdym dniem zbliżał się cel, czyli około 100 - tysięczne miasto Santiago de Compostela, którego centralnym punktem jest olbrzymia katedra. Jeszcze przed wejściem do miasta zatrzymali się na dwa dni w Europejskim Centrum Pielgrzymkowym im. Jana Pawła II w Monte do Gozo, w którym pracuje kilku polskich księży. W końcu po przebyciu w 24 dni około 800 kilometrów pozostało już tylko udać się do katedry.

- Z jednej strony cieszyłem się, że udało się osiągnąć cel, z drugiej jednak wiedziałem, że kończy się coś bardzo fajnego.

Po dotarciu do katedry pielgrzymi wchodzą za ołtarz, aby zobaczyć odlaną z metalu figurę świętego. Następnie udają się oni do miejsca, gdzie złożone zostały relikwie apostoła. Jedną z ciekawostek samej świątyni jest największa na świecie kadzielnica (Botafumeiro z gal. wydzielający dym). Gigantyczny trybularz, który waży 80 kilogramów, mierzy 160 cm wysokości a do jego rozpalenia potrzeba 40 kg węgla i kadzidła. Jest on poruszany dzięki specjalnym przekładniom, do których poruszenia potrzeba siły mięśni ośmiu mężczyzn. Niestety nie jest to oryginał, gdyż ten wykonany prawdopodobnie w XIV w. ze srebra został zrabowany przez żołnierzy Napoleona, ale wykonany z brązu i mosiądzu duplikat z połowy wieku XIX.

COMPOSTELA A CZĘSTOCHOWA

Czy można porównywać obie pielgrzymki?

- Jeśli chodzi o znaczenie historyczne to Compostelę można uznać za miejsce, gdzie dokonał się podobny przełom w wojnie z muzułmanami jak pod Częstochową w czasie potopu.

Ksiądz zaznacza jednak, że jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to sprawa ma się zupełnie inaczej. Tam do celu podążają pojedyncze osoby, ewentualnie małe grupy. W Polsce pielgrzymki są ściśle zorganizowane, wszystko wcześniej jest dokładnie zaplanowane. Zwraca również uwagę na trasę jaką biegnie pielgrzymka. Często są to wąskie ścieżki wiodące przez pola, lasy, liczne wzniesienia. W takich przypadkach łatwo o kontuzję.

- W Polsce 13 razy szedłem do Częstochowy i nie bolało mnie nic, tam coś bolało codziennie.

Poza tym wzdłuż trasy pielgrzymki mija się wiele grobów osób, które z jakichś powodów nie ukończyły swojej drogi.

- Są groby sprzed wielu wieków, ale także sprzed kilku lat. Niewiele trzeba, by się odwodnić idąc przez Mesetę.

Łukasz Łogmin