Jak co roku, tak i teraz w pierwszy dzień wiosny "Kurek" wybrał się w plener, aby podglądać jak tam dokazuje nasza młodzież. Wszak 21 marca to także święto wagarowicza, a zatem uczniów nie należy szukać w szkołach, a w jakichś zakrzaczonych parkach i temu podobnych przyjeziornych zaroślach.

Zaczaiwszy się nad Domowym Dużym z cyfrówką w rękach, chcieliśmy upolować co bardziej rozbrykanych przedstawicieli młodego pokolenia, a tu pod obiektyw wpadły nam grzeczne dzieciaczki z pierwszych klas SP nr 3. Wybrały się one z nauczycielkami do MOS-u, w przyjeziorne okolice, aby przekonać się na własne oczy i uszy, czy wiosna już faktycznie nadeszła.

Tego dnia pogoda w Szczytnie nie była zbyt piękna, ale i tak nie najgorsza, bo bez mrozu i śniegu, jakimi aura raczyła mieszkańców innych regionów Polski. Dzięki temu mali uczniowie z SP nr 3, rozejrzawszy się uważnie dookoła, nabrali przekonania, że wiosna na pewno zawitała na Mazury. Wypchnąwszy przed swoje szeregi nieśmiałą Panienkę Wiosenkę, którą zabrali ze sobą na wszelki wypadek, ot tak, gdyby prawdziwej wiosny nie dało się dostrzec, chwalili się "Kurkowi", że każdy z nich odkrył przynajmniej po 10 oznak tej pory roku. Bardziej zapalczywi i spostrzegawczy odnaleźli ich nawet i pięćdziesiąt - fot. 1.

powiększ

- Już to widzimy - odparł przekornie "Kurek", zwracając się do Ani, która wcieliła się w postać Wiosenki (pierwszy plan - fot. 1) - po pierwsze bazie, po drugie bazie, a po trzecie oraz dziesiąte także bazie, bo co tu innego zdoła się dostrzec.

- A nieprawda - przekonywali nas milusińscy - bazie i owszem, ale także łabędzie i inne ptaki wiosenne, a jeszcze pączki na gałęziach drzew, pierwsze wiosenne kwiatki, zieleniąca się trawka, brak śniegu, itp., itd.

POZORNY SPOKÓJ

Na ogół w mieście, nad wodami, w parkach i zaroślach było spokojnie. Tu i tam dało się zauważyć mniej lub bardziej liczne gromadki przechadzającej się młodzieży, tej starszej i młodszej.

Grupka dziewcząt zagadywana przez "Kurka" nie przyznała się jednak do wagarowania. Uczennice powiedziały nam, że lekcje się już skończyły, bo w szkole jest niby jakaś konferencja, więc pani puściła je przed godziną dwunastą.

- A wcale nie, wagarowały! - prostuje ich wypowiedź chłopak, który dołączył do grupki.

Wyjaśnił, że faktycznie zajęcia skończyły się w południe, ale swoje koleżanki widzi dopiero teraz. Rano ich w szkole nie było.

No cóż, jest tylko taki jeden dzień w roku szkolnym - niechaj zatem i wagarują (przypomniały mi się moje rejterady z lekcji), aby tylko w inne dni uczęszczały na zajęcia systematycznie.

PODEJRZANY CHÓD

Zaraz po tej rozmowie spotykamy Artura Trochimowicza, nauczyciela i biegacza.

Był zadowolony, bo nie widać młodzieży w stanie wskazującym, jak to bywało w latach minionych.

- Jest już po godzinie 15.00, to i chyba uczniowie poszli grzecznie do domów - skonkludował swoje obserwacje.

Przedwcześnie. Akurat gdy skończył swoją wypowiedź, zza ruin zamku wyłoniło się nastoletnie dziewczątko. Obserwujemy osóbkę, bo chód jej jakiś chybotliwy i niepewny.

Zaraz za nią wychynął młodzieniec w podobnym wieku i oznajmił nam, że w zamkowych ruinach pili nalewkę ku czci wiooo-sny. W grupce cztero-, może pięcioosobowej. Tego dokładnie nie pamiętał.

powiększ

"KRĘCIOŁY" I "KUREK" W ALPACH

Skoro o rowerach i cyklistach mowa, to "Kurek" musi się pochwalić, że otrzymał niedawno ciekawą korespondencję elektroniczną od pana Ryszarda Sali. Poczta nadeszła z austriackich Alp z Mayrhofen - Hippach. Nie wiemy, czy nasz Czytelnik przyjechał tam rowerem, w każdym razie, choć w tych górach panuje jeszcze zima, chadza on w koszulce z krótkim rękawem. Brrr!

Ale koszulka nie jest byle jaka, bo popatrzmy na zdjęcie - fot. 2.

Jak widać, na letnim zgoła okryciu pyszni się logo "Kręciołów" i "Kurka".

- To reklama tych firm w Alpach - żartobliwie pisze Ryszard Sala.

Jeśli nie każdy pamięta kto to taki, przypomnijmy, że jest to pierwszy i na razie jedyny zagraniczny członek ekipy "Kręciołów". Honorowe członkostwo otrzymał był w Szczytnie w 2005 r. w piątą rocznicę powstania rowerowego teamu. Uroczystość została uświetniona wystawą zdjęć jego autorstwa, przedstawiających przydrożne mazurskie kapliczki. Ryszard Sala urodził się Pasymiu, który opuścił w 1988 r., by zamieszkać w Niemczech.

Jazda na rowerze to jego hobby.

PS.

"Kurek" gorąco zachęca wszystkich Czytelników, którzy przebywają gdzieś na wojażach w rozmaitych stronach świata, aby przysyłali nam podobne fotografie. Nie żeby od razu z logo naszej gazety czy "Kręciołów", ale choćby jakimś innym szczycieńskim akcentem (egzemplarz "Kurka" w dłoni mile widziany). Zapewniamy, że chętnie i bezzwłocznie materiał taki wydrukujemy.

NOWE NASADZENIA

Jak pisaliśmy dwa tygodnie temu, znikł żywopłot rosnący na ul. Polskiej, vis a vis biblioteki i domu kultury.

powiększ

Droga należy do dóbr zarządzanych przez GDDKiA, ale roboty związane ze zmianą nasadzeń wykonuje miejscowa firma "Gera". Ponieważ miejsce to ruchliwe, zachodziła obawa, że ziemia po wykarczowanym żywopłocie została nie tyle wyjałowiona, ile skażona solą i chlorkami wskutek zimowych akcji utrzymania dróg. Ponadto było wielce prawdopodobne, że zatruta jest także ciężkimi pierwiastkami (głównie ołowiem) pochodzącym ze spalin samochodowych.

Dlatego, przed dokonaniem nowych nasadzeń należało przebadać glebę. Jej próbki zawieziono aż do Warszawy, do specjalistycznego laboratorium, gdzie ku niemałemu zaskoczeniu okazało się, że nie jest aż tak źle. Pierwiastki ciężkie nie przekraczały normy, wykryto jedynie nieco więcej chlorków, ale przede wszystkim zły był odczyn gleby - 8,8 ph, a więc zdecydowanie zasadowy. Ten wynik spowodował konieczność zerwania wierzchniej warstwy i nawiezienia wielu ton ziemi ogrodniczej - fot. 3.

powiększ

Z tym było i jest nadal najwięcej roboty. Zrobiono także porządek z drzewkami. Pozostały tylko rasowe lipy, a inne dziko wyrosłe usunięto. I jeszcze jedno - stary żywopłot posadzono nie przed wojną, jak mylnie podaliśmy za inspektor Krystyną Lis, a w czasach, gdy powstała legendarna już dziś kawiarnia MOCCA, zwana przez młodzież mokkową (bodaj przełom lat 60. i 70.) No i przez te ponad trzydzieści lat żywopłot i podmiatane pod niego śmieci zmieniły odczyn gleby. Osoby sprzątające chodniki nie zdawały sobie sprawy, że niechlujstwo to nie tylko psuje estetykę, ale przyczynia się do marnienia roślin. Powstawały bowiem w ten sposób ziemno-piaskowe wały utrudniające wegetację. Taki obrazek mogliśmy oglądać nie tylko na ul. Polskiej, podobne widoki mamy wzdłuż ul. Tetmajera oraz Chrobrego.

- Teraz na ulicy Polskiej posadzimy berberysy i tawuły oraz tak modne ostatnio trawy z rodzaju turzyc - mówi "Kurkowi" Izabela Rygielska, szefowa firmy ogrodniczej "Gera".

Te pierwsze rośliny to krzewy, jeśli zaś chodzi o trawy będzie to miskant chiński, spora roślina dochodząca do 2 metrów wysokości o pięknych złocistych kłosach. Aby unaocznić Czytelnikom piękno tej trawy oraz pokazać jej rozmiary w stosunku do wzrostu małej dziewczynki prezentujemy takie oto zdjęcie - fot. 4.

Chodniki na ul. Polskiej zdobić też będą irgi, tj. niskie, płożące się krzewy z rodzaju różowatych, które kwitną na biało lub różowo, a później wydają piękne czerwone i liczne owoce - fot. 5.

powiększ

Jednym słowem - już wkrótce główny miejski trakt zaraz za księgarnią będzie wyglądał cudnie i urokliwie. "Gera" chciała zdążyć ze wszystkimi robotami i nasadzeniami do Świąt Wielkanocnych.

- Niestety, rozmiar prac ziemnych jest tak duży, że raczej nie uda nam się uporać ze wszystkim tak, jak to planowaliśmy. Ale trochę cierpliwości i będzie co podziwiać - zapewnia "Kurka" Izabela Rygielska.

WOKÓŁJEZIORNE PORZĄDKI

powiększ

Młodzieżowe drużyny szczycieńskiej Ochotniczej Straży Pożarnej oraz członkowie koła wędkarskiego "Sum" w Szczytnie umówili się na niecodzienne spotkanie nad wodami Jeziora Domowego Dużego. Nie, żeby zażyć wspólnej kąpieli, bo na to jeszcze nieco za wcześnie, ale aby razem sprzątać przybrzeżne wody akwenu. Spotkanie wyznaczono na godz. 8.00 w sobotę 24 marca.

Pogoda dopisała, to i robota szła. Wędkarze sprzątali jezioro i jego brzegi, począwszy od Kamionka i Korpel, strażacy okolice bliższe centrum miasta, w tym między molem a mostkiem na kanale. Tam, dzielnie się wspierając, wyłowili z wód bodaj największy przedmiot całej akcji - drewnianą ławkę (!), którą jakiś cymbał wrzucił w toń - fot. 6.

2007.03.28