Cóż to za okropny miesiąc. Niemal co chwilę ktoś umiera. Przed tygodniem napisałem kilka słów o Ewie Demarczyk.

Piotr Szczepanik
Wernisaż w ZPAP. Pośrodku autor (broda+ okulary) obok Piotr Szczepanik (broda, bez okularów)

Niedawno zmarłej wielkiej gwieździe estrady. Pisząc miałem nadzieję, że następny felieton będę mógł poświęcić zgoła weselszym tematom. Bo też ile można się smucić? Tymczasem w minionym tygodniu zmarł kolejny znakomity artysta. Piotr Szczepanik. Nie jest obowiązkiem felietonisty, czyli moim, żegnać wszystkich, którzy odeszli, ale z Piotrem to zupełnie inna sprawa. Przez wiele lat łączyła nas szczera przyjaźń. Znaliśmy się doskonale. Mam wiele wspomnień, dlatego wręcz muszę opisać dzisiaj tę postać. Nie tylko, jako artysty. Także pod kątem jego wyjątkowej osobowości. Oczywiście nie stroniąc od anegdoty.

Piotr mieszkał i studiował w Lublinie. Debiutował w studenckim kabarecie „Czart”. Przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W roku 1963 wystąpił na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Został nagrodzony. To był dopiero drugi festiwal. Rok wcześniej, podczas pierwszego festiwalu nagrodzono Edwarda Lubaszenkę, a na drugim miejscu Ewę Demarczyk. Od pamiętnego występu w Krakowie rozpoczęła się wielka kariera Piotra Szczepanika.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.