Długie włosy albo punkowe "irokezy", czarne koszulki z emblematami ulubionych zespołów, sfatygowane spodnie, a do tego obowiązkowe "glany". Tak, mniej więcej, prezentowali się fani ciężkiego grania, którzy na drugą edycję Hunter Festu zjechali z całej Polski.

Rockowa gorączka

Jak w Jarocinie

W miniony weekend 13-14 sierpnia Szczytno przypominało Jarocin z czasów, kiedy odbywał się tam słynny festiwal rockowy. Fani ostrego grania przyjeżdżali do miasta już od piątku. Z wypchanymi plecakami maszerowali w kierunku stadionu przy ulicy Śląskiej. Tam rozbijali namioty, oznaczając je własnoręcznie wykonanymi flagami z nazwami miejscowości, z których przyjechali. Na Hunter Fest ściągnęli fani rocka nawet z najodleglejszych zakątków kraju. Nie zabrakło reprezentantów Nowego Sącza, Lublina, Warszawy, Bielska-Białej, Bydgoszczy oraz młodzieży z mniejszych miejscowości. Dla wielu osób uczestnictwo w podobnych festiwalach, np. w Węgorzewie czy Przystanku Woodstock jest sposobem na spędzenie wakacji. Dla innych wyprawa na Hunter Fest była pierwszym takim doświadczeniem.

- Jechaliśmy do Szczytna piętnaście godzin. Na początku nawet nie wiedzieliśmy, gdzie leży to miasto. W pierwszej chwili pomyliło się nam ze Szczyrkiem - opowiada spotkany na polu namiotowym Paweł z Niska w woj. podkarpackim. Wybrał się na Hunter Fest wraz z trzema koleżankami.

- To nasz pierwszy udział w takim festiwalu - mówią.

Deszczowa sobota

Pierwszy dzień upłynął pod znakiem deszczowej pogody. Na dobre rozpadało się po południu. Ci, którzy zjawili się wtedy na plaży chowali się pod drzewa lub pod parasole budek z jedzeniem i piwem. Najbardziej wytrwali miłośnicy muzyki, nic sobie nie robiąc z ulewy, pląsali pod sceną w takt grających zespołów. Na szczęście po zapadnięciu zmroku przestało padać. Wtedy też na plażę ściągnęły tłumy młodzieży. Sobotni wieczór należał głównie do punkowców. Na scenie zagrały legendy tego nurtu - DEZERTER i KSU. Co ciekawe, teksty ich piosenek doskonale znali młodsi słuchacze, którzy nie pamiętają festiwali w Jarocinie, na których grupy te święciły triumfy. Warto też podkreślić, że w sobotni wieczór bawili się zgodnie fani różnych odmian rocka - zarówno metalowcy, jak i punkowcy. Na scenie również panowała przyjacielska atmosfera. Wraz z muzykami KSU jedną z piosenek wykonał lider HUNTERA, Paweł Grzegorczyk.

Nie tylko metal

W trakcie koncertów i po ich zakończeniu słychać było liczne skargi i narzekania na służby porządkowe, które dość zdecydowanie studziły zapędy niektórych uczestników festiwalu wypadających podczas zabawy za barierki.

- Nie podobało mi się, kiedy ochroniarz uderzył na moich oczach chłopaka w głowę. Na Przystanku Woodstock nie było takich sytuacji - skarżył się jeden z uczestników festiwalu.

Drugiego dnia pogoda się poprawiła i plaża już od wczesnych godzin popołudniowych zapełniała się młodzieżą. Początkowo niewielu miało siłę i chęć do pląsów pod sceną. Większość zbierała siły na wieczorne koncerty. Choć na Hunter Fest zjeżdżają głównie zespoły grające najcięższe odmiany rocka, to nie zabrakło też lżejszych brzmień. Miłośnicy reggae mogli posłuchać występu grupy INDIOS BRAVOS kierowanej przez byłego gitarzystę HEY, Piotra Banacha. Na scenie, obok muzyków, pojawili się przez chwilę... prawdziwi Indianie. Zespół przygotował też inną niespodziankę. Podczas wykonywania utworu "To, co czujesz, to co wiesz" z repertuaru BRYGADY KRYZYS grupę zasilił dawny lider tego znanego w latach 80. zespołu, Tomasz Lipiński.

Urodzinowy tort

Niedzielna noc należała do HUNTERA obchodzącego właśnie 20-lecie istnienia. Urodzinowy występ trwał ponad trzy godziny. Na koniec na scenę wjechał dość pokaźnych rozmiarów tort. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom muzyków nie został jednak polany piekielną smołą, lecz najprawdziwszą bitą śmietaną. Smakołyku bez obaw mogli skosztować fani z pierwszego rzędu. Strzeliły też korki od szampanów, a wszyscy zgodnym chórem odśpiewali jubilatom "Sto lat". Potem przyszła kolej na inną gwiazdę - zespół HEY. Grupa ma najwyraźniej sentyment do Szczytna, ponieważ gościła tu także podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu. Wokalistka Katarzyna Nosowska zabrała ze sobą nawet kilkuletniego syna, który, mimo późnej pory, nie myślał wcale o spaniu i przysłuchiwał się występowi mamy. Artystka zwierzyła się publiczności, że ta sytuacja nieco ją tremuje, bo przed dzieckiem zawsze stara się wypaść jak najlepiej. Na zakończenie imprezy zagrał HURT. Przebój tej grupy pt. "Załoga G." cieszy się ostatnio sporą popularnością i zajmuje wysokie miejsca na listach przebojów. Koncert trwał do 4.00 rano. Przed udaniem się na zasłużony odpoczynek publiczność mogła jeszcze podziwiać pokaz sztucznych ogni.

Różne reakcje

Mieszkańcy Szczytna i turyści, którzy wybrali się na niedzielny spacer po mieście reagowali na festiwalowiczów różnie. Niektórzy obserwowali młodych ludzi z zaciekawieniem, traktując ich jako swoisty folklor. Byli też tacy, którym obecność podchmielonych fanów muzyki nie bardzo odpowiadała.

- Widziałem, jak nietrzeźwi młodzieńcy załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne niemal na oczach przechodzących tędy dzieci - relacjonuje mieszkaniec Gdańska, spacerujący z żoną nad brzegiem małego jeziora. Jego zdaniem za takie sytuacje odpowiedzialni są organizatorzy. - Podczas podobnych imprez nie powinno się sprzedawać młodzieży alkoholu, a tu co drugi młody człowiek jest kompletnie pijany - dodaje mężczyzna.

Powodów do narzekań nie mieli za to handlowcy i właściciele punktów gastronomicznych.

- Ruch był spory, ale nie taki jak podczas Dni i Nocy Szczytna - mówi sprzedawczyni z "Samu 1".

Rock i polityka

Podczas festiwalu nie zabrakło też akcentów politycznych. Zaczęło się już w sobotę. Ekscentryczny lider toruńskiego zespołu BUTELKA wykonał m.in. piosenkę pt. "Liga Polskich Rodzin". Manifesty krytykujące rządzących popłynęły ze sceny także podczas występów DEZERTERA i KSU. W niedzielę Paweł Grzegorczyk przestrzegał młodych ludzi, żeby "uważali, na kogo głosują". W trakcie koncertu HUNTERA można też było obejrzeć premierowy teledysk do piosenki "Polska", w którym pojawiły się fragmenty programów telewizyjnych z udziałem znanych polityków. Poprosiliśmy lidera szczycieńskiej grupy, aby skomentował zaangażowanie niektórych muzyków w kampanię wyborczą.

- Jeżeli wierzą temu, kogo popierają i są przekonani o jego uczciwości, to ich sprawa - powiedział nam Paweł Grzegorczyk. Nie wykluczył, że gdyby znalazł się odpowiedni kandydat, to sam też udzieliłby mu wsparcia.

- Na razie takiego nie ma - dodał muzyk.

Ewa Kułakowska

Justyna Maciejczyk

2005.08.17