Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu

Słów kilka o fachowcach
Leszek Mierzejewski

Niefortunnie się stało, że za czasów Lucjana Miniszewskiego rozpoczął się upadek przemysłu w Polsce i naszych zakładów lniarskich. Pamiętam jego powiedzenie: - Żeby się odbić, trzeba spaść na same dno! Tylko nie przewidział, że w całej Polsce dna stawały się muliste i zabagnione. Z Lucjanem Miniszewskim jeszcze wiele lat miałem do czynienia, gdyż polowaliśmy w jednym kole „Sokół” Szczytno, jak również superpoprawnie współpracowaliśmy w zakresie gospodarki mieszkaniowej. On społecznie, ja służbowo z ramienia Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej.

Po nim zarządzał, likwidując zakład, inż. Krzysztof Stempiński, zdolny i ambitny człowiek, którego wraz z żoną, jako młodych inżynierów, prosto po studiach wprowadzałem w arkana sztuki zawodowej.

Czy dobrze, czy źle, że dyrektorzy nie byli wieczni, że byli przerzucani z miejsca na miejsce, a zawody zmieniali jak rękawiczki? Trudno jest dziś to sprawiedliwie ocenić! Ci, którzy nie pracowali za tamtych i za obecnych czasów w „zawodzie dyrektorskim”, nie powinni strzelać negatywnymi ocenami i to do pustej bramki.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.