Mając piętnaście miesięcy, w sierpniu 1947 roku wraz z rodzicami przeprowadziłem się na Mazury do Szczytna, gdzie ojciec z nakazu pracował, jako konduktor PKP, a po ośmiu latach w 1955 roku awansował na kierownika pociągu. Przeprowadzki rodzice ze mną nie uzgodnili, ponieważ jeszcze nie umiałem mówić, a po drugie był to nakaz z przymusu. Ojciec miał do wyboru: Szczytno, Olsztyn, Mikołajki, Giżycko lub Mrągowo.

Syn kolejarza
Dziś jeszcze widzę pociąg retro z parowozem i zabytkowymi wagonami, gdzie do każdego przedziału wchodziło się oddzielnym wejściem. Na zdjęciu obraz Autora

Wszyscy bracia wybierali miejsca jak najbliżej Ostrołęki, gdyż wówczas panowało przekonanie, że ziemie te i tak zostaną zwrócone Niemcom. Ze Szczytna do Śniadowa i Ostrołęki było najbliżej. Na dodatek, już tu wcześniej dostał nakaz pracy młodszy brat ojca Heniek i pracował jako dyżurny ruchu. Najmłodszy z braci ojca Stasiek dostał nakaz pracy do Olsztyna, gdyż tam była parowozownia. On z zawodu był maszynistą kolejowym.

W 1947 roku w centrum Szczytna i na przedmieściach było dużo wolnych, poniemieckich mieszkań i domów. Przezorny ojciec wraz z kolegą kolejarzem o nazwisku Stępkowski zajęli wspólnie pusty lokal na ulicy 1 Maja 7. Po prostu byli młodzi i wystraszeni. Mieli ładne żony i na wychowaniu po niemowlaku, a noc w noc grasowali pijani rosyjscy sołdaci i wpadali z Kurpi i Mazowsza szabrownicy. Gdy ojciec mój miał nocny wyjazd w trasę, to kolega pilnował obejścia, gdy kolega miał dyżur, to ojciec miał pieczę nad żonami i dobytkiem!

Pomimo że byłem bobasem, miałem trzy, cztery lata, to dokładnie pamiętam wyprawy pociągiem ze Szczytna do Śniadowa z przesiadką w Ostrołęce.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.