Od trzynastu lat organizuję, przy pomocy Towarzystwa Przyjaciół Muzeum w Szczytnie, jazzowy wieczór pod taką nazwą, jak tytuł dzisiejszego felietonu. Trochę na wzór Iławy, gdzie od wielu, wielu lat odbywają się słynne festiwale jazzu tradycyjnego „Złota Tarka”. Oczywiście nasza, szczycieńska impreza, w porównaniu z Iławą, jest uroczystością niewielką. Nie mniej już od dawna rozniosło się po muzycznej Polsce, że sierpniowy występ w Szczytnie, to także nobilitacja dla jazzowego zespołu. Czyli Mazury górą! Informując o powyższym, chcę zaznaczyć, że co roku, mniej więcej dwa miesiące przed imprezą, otrzymuję telefony oraz maile od jazzowych zespołów z różnych miast, które chciałyby zagrać w Szczytnie.

Ten stary, dobry jazz
Olsztyński zespół SAX & GUITAR CAFE

Tegoroczna, trzynasta impreza odbyła się w Miejskim Domu Kultury, w dniu szóstego sierpnia wieczorem. Po koncercie otrzymaliśmy - moja żona Monika (Prezes Towarzystwa Przyjaciół Muzeum) oraz ja (konferansjer i komentator) dość dużo telefonów. Większość osób wyrażało pogląd, że był to najfajniejszy wieczór ze wszystkich dotychczasowych. Ponieważ przez lata w Szczytnie powstała spora grupa stałych wielbicieli i znawców tradycyjnego jazzu, trudno im nie uwierzyć. Dodam, że widownia w sali widowiskowej MDK była całkowicie zapełniona. Oczywiście według kryteriów pandemicznych.

Teraz kilka słów na temat nazwy wieczoru, czyli co to jest takiego ten stary dobry jazz. Oficjalna nazwa tego rodzaju muzyki to jazz tradycyjny. Czyli ten najdawniejszy, zrodzony w Nowym Orleanie, w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Ów gatunek muzyki powstał w środowisku czarnoskórych, ubogich, ale jakże uzdolnionych artystów. Za historycznego mistrza owej świeżo powstałej, improwizowanej twórczości, uważamy, urodzonego w roku 1901 Louisa Armstronga. Ten pierwotny okres, kiedy tę muzykę wykonywali wyłącznie artyści czarnoskórzy, nazywamy epoką jazzu nowoorleańskiego. Wkrótce także białych instrumentalistów zafascynowała owa, całkiem nowa, forma muzykowania. Przyjęto dla „białego jazzu” nazwę dixieland. Ogólnie rzecz biorąc, był to rodzaj twórczości ludowej. Wesołej, żartobliwej, skocznej. Połączonej z przyśpiewkami. Wprawdzie była to całkiem odmienna „ludowość” od naszej, ludzi białej rasy, ale jakże spontaniczna i wybuchowa. Fascynująca! Wiele lat później świat uznał jazzową muzykę improwizowaną za twórczość równie ważną jak klasyczna muzyka poważna. Powstały wówczas, w całym świecie, zespoły muzyków zawodowych, ale umiejących improwizować (rzadkość). Koncertowali oni w filharmoniach i innych zasłużonych muzycznych klubach. Ale tak naprawdę ich wydumane, zawodowe muzykowanie „zarżnęło” ową dawną, cudowną spontaniczność jazzowej tradycji. Dokładnie tak powiedział niegdyś, w radiowej audycji, Marek Gaszyński. Zgadzam się z nim całkowicie. Dlatego, od trzynastu lat, w Szczytnie, staramy się prezentować wyłącznie TEN STARY DOBRY JAZZ. Późniejsza jego odmiana, czyli modern jazz, jakoś nigdy mnie nie zainteresował.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.