Skąd ten tytuł? Ano minęło już półtora miesiąca, odkąd zagnieździłem się na ratuszowej wieży. Jej ostatnia kondygnacja, to wszak najwyższe piętro w Szczytnie (wg współczesnych standardów budowlanych - dwunaste). Zatem moje spostrzeżenia dotyczyć będą szczycieńskiej turystyki, ale obejmującej wyłącznie tę grupę wielbicieli Mazur, która raczyła odwiedzić ów charakterystyczny dla Szczytna, widokowy obiekt.

Turystyka najwyższego piętra
Ruiny zamku. Rysunek autora

Skąd ten tytuł? Ano minęło już półtora miesiąca, odkąd zagnieździłem się na ratuszowej wieży. Jej ostatnia kondygnacja, to wszak najwyższe piętro w Szczytnie (wg współczesnych standardów budowlanych - dwunaste). Zatem moje spostrzeżenia dotyczyć będą szczycieńskiej turystyki, ale obejmującej wyłącznie tę grupę wielbicieli Mazur, która raczyła odwiedzić ów charakterystyczny dla Szczytna, widokowy obiekt. Od mniej więcej pięciu lat (dokładnie nie pamiętam) spędzam wakacyjne miesiące, czyli lipiec i sierpień, w ponurych, lodowatych murach wieży. Niczym sienkiewiczowska Danuśka. Z tym, że owo naturalne zimno, to prawdziwy komfort, biorąc pod uwagę piekielne upały na zewnątrz. Urządziłem sobie na wieży, w połowie jej wysokości, rodzaj artystycznej pracowni. Można tu spokojnie coś napisać, na przykład dzisiejszy felieton, namalować kilka obrazków, wykonać jakiś drobny, zlecony projekt, ale, przede wszystkim, porozmawiać z turystami, którzy zdecydowali się na wieżową wspinaczkę. Taki kontakt ze światem doskonale na mnie działa. A to, że przy okazji „robię za biletera”, na konto Towarzystwa Przyjaciół Muzeum, które zawarło stosowną umowę z władzami miasta Szczytno, to mi specjalnie nie przeszkadza. Bilety stemplowane pieczęcią TPM, z moim autorskim rysunkiem, to pamiątkowe druczki dla zwiedzających.

Jako się rzekło, już od ładnych kilku lat obserwuję i rozmawiam z przyjezdnymi amatorami urlopu na Mazurach. W ciągu ostatnich trzech lat zaobserwowałem wręcz niebywałe różnice socjologiczne, mentalne, czy też regionalne między turystycznymi gośćmi. Zupełnie inni ludzie przyjeżdżali przed pandemią, jeszcze inni na początku zarazy (przed rokiem), jeszcze inni obecnie. Mam ochotę zjawisko to opisać i nieco pomędrkować na jego temat.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.