Właśnie zaczęły się wakacje. Szczyt sezonu urlopowego mamy dopiero przed sobą. Dlatego warto przyjrzeć się, na ile atrakcyjna dla turystów jest ziemia szczycieńska. „Kurek” sprawdził różne warianty wakacyjnego wypoczynku w okolicy.

Wabienie turystów

MIASTO-PRZYSTANEK

Przewodniki turystyczne wymieniają okolice Szczytna jako jeden z najcenniejszych przyrodniczo rejonów Warmii i Mazur. Nie są to jednak tereny stanowiące rekreacyjną Mekkę dla przybyszów z głębi Polski. Jeśli już odwiedzają oni nasz powiat, czynią to przeważnie w drodze nad Wielkie Jeziora Mazurskie albo inne – zdecydowanie lepiej promowane i przygotowane do obsługi turystów zakątki Mazur. Samo miasto do dziś nie dorobiło się ani jednej marki turystycznej rozpoznawalnej w skali kraju. W Lokalnym Planie Rozwoju dla Miasta Szczytno czytamy: w chwili obecnej miasto nie jest celem pobytów turystycznych, lecz pełni funkcję tranzytową i usługową dla turystów wypoczywających w okolicznych gminach. Jako przyczyny takiego stanu rzeczy dokument wskazuje m.in. fatalny stan czystości jezior i brak zagospodarowania ich brzegów. Nikły promyk nadziei, związany z dopuszczeniem miejskiego kąpieliska do użytku przez sanepid, zgasł po zaledwie kilku dniach: pierwsze zakwity glonów sprawiły, że miejskie akweny ponownie nie nadają się do kąpieli (szerzej piszemy o tym na stronie 5). Co w takim razie może zainteresować turystę, który w poszukiwaniu wrażeń zbłądzi do Szczytna? Okazuje się, że przyjezdnych mniej interesuje miasto, bardziej jego okolice.

- Nie oszukujmy się. W Szczytnie niewiele ciekawego jest do oglądania – mówi z rozbrajającą szczerością Marta Samsel, pracownica punktu informacji turystycznej na placu Juranda. Turyści pytają przede wszystkim o to, gdzie można dobrze zjeść albo spędzić noc. Pytają również o toalety – choć publiczny szalet stoi zaledwie kilkadziesiąt metrów od punktu informacji, to jakoś nie wzbudza zaufania przyjezdnych.

W charakterystycznej drewnianej chatce na placu Juranda poczesne miejsce zajmuje stolik zasłany folderami ośrodków wypoczynkowych i ulotkami reklamującymi wakacyjne imprezy. Kupić można również mapy. Te, jak informuje nas pani Marta, cieszą się sporym powodzeniem.

NAD WODĄ

Jeśli nie Szczytno, to najbliższa okolica, a jeśli ona, to z całą pewnością jej najbardziej atrakcyjny element, czyli jeziora. Tradycyjne „zagłębia kąpielowe” to od lat trójkąt Narty-Warchały-Brajniki oraz niemal kultowa już Kobylocha. Uważny obserwator nie przegapi zmian, jakie dokonują się w ich wizerunku. Plaża w Nartach już od wielu lat w upalne dni przeżywa istny najazd miłośników kąpieli. Jej powodzenia nie osłabia nawet, egzekwowany z różnym

skutkiem, nakaz uiszczania opłaty przy wejściu. Jednak najbliższe sąsiedztwo jeziora powoli zamienia się w wypoczynkowe miasteczko, gdzie nie sposób już policzyć drewnianych budek serwujących strudzonym kąpielowiczom mniej lub bardziej wymyślne potrawy. Przy drodze do Brajnik coraz trudniej też zaparkować. W miejscu, gdzie jeszcze rok temu znajdowało się poletko, na którym kierowcy chętnie zostawiali swoje pojazdy, teraz ktoś urządził... płatny parking. Żeby nie było wątpliwości, że teren znajduje się w prywatnych rękach, od szosy odgradza go zwykła, plastikowa taśma. Ci, którzy nad uroczym jeziorem w Nartach planują dłuższy pobyt, mogą skorzystać z usług zlokalizowanych tam ośrodków wypoczynkowych. Jednym z nich jest „Rusałka”. Tam, przy maksymalnym obłożeniu, przebywać może 135 gości. Ośrodek – jeden z największych i najbardziej znanych w okolicy, proponuje turystom sprawdzoną w poprzednich latach ofertę: pobyt w estetycznych drewnianych domkach, bliskość czystego jeziora i możliwość wypożyczenia sprzętu pływającego. Za godzinę wodnego szaleństwa trzeba tu zapłacić 8 złotych. Pewnym zmartwieniem pozostaje obserwowany od kilku lat ubytek wody w jeziorze Świętajno.

- Ci, którzy odwiedzają nas po raz pierwszy może tego nie zauważają, ale stali goście są zaniepokojeni tym zjawiskiem – mówi Dorota Żarnoch, kierowniczka „Rusałki”. Po sąsiedzku, nad Jeziorem Brajnickim zatrzymać się mogą turyści spragnieni nie tyle uroków plaży, ile wypraw po wielką rybę. Takich najchętniej gości ośrodek „Dolomity”.

- Samo jezioro ma zdecydowanie wędkarski charakter. Mamy stałych bywalców, którzy przyjeżdżają tu co rok – mówi Andrzej Kwiatkowski, kierownik ośrodka. W tym roku obok „Dolomitów” pojawi się namiastka plaży. Na razie świadczy o tym góra piasku leżąca na brzegu jeziora.

- Nie będzie to nic wielkiego, ale nie chcemy mieć takich tłumów, jak na plaży w Warchałach – zastrzega kierownik Kwiatkowski. Jeśli komuś nie odpowiadają Narty i Warchały, może wybrać Kobylochę – ulubione w okolicach Szczytna miejsce wypoczynku turystów z Warszawy.

- Rezerwacje na lipiec mamy już porobione. Gościmy ludzi z całej Polski – mówi Małgorzata Bolińska, właścicielka ośrodka „Łoś”. W „Łosiu”, mimo że położony jest z dala od miejskiego zgiełku, turyści mają zapewnione wszelkie wygody: w chwilach przerwy między kąpielami w jeziorze można pograć w tenisa, wypić coś chłodnego w eleganckiej kawiarence, a nawet rozegrać partyjkę bilardu. Jak zapewnia właścicielka, ośrodek wzbogaca swoją ofertę, ewoluując stopniowo w kierunku miejsca wypoczynku całorocznego.

W SIODLE

Na terenie powiatu istnieje również możliwość wypoczynku w siodle. Tę formę rekreacji oferuje coraz większa liczba gospodarstw agroturystycznych. Konno można pojeździć w Jabłonce, Gromie i Marksewie. Jedno ze starszych i bardziej znanych tego typu miejsc znajduje się w Sasku Małym.

- Naszym gościom, oprócz samej jazdy, oferujemy również możliwość pracy z koniem, wejścia z nim w bliższy kontakt. Jeśli ktoś chce się przejechać, musi iść z kantarem na pastwisko i samemu sobie zwierzę złapać, a potem własnoręcznie je wyczyścić – tłumaczy Ewa Piórkowska, właścicielka gospodarstwa. Dodaje, że niektóre osoby po raz pierwszy odwiedzające stadninę, są rozczarowane. Gospodarstwo dorobiło się już jednak sprawdzonych gości, którzy wracają tu od wielu lat. Oprócz czysto rekreacyjnej jazdy po najbliższej okolicy, w Sasku Małym można pojeździć konno przy okazji wykonywania prac gospodarskich, choćby zaganiania krów.

- Jest prawie jak na Dzikim Zachodzie – żartuje Ewa Piórkowska. Sasek Mały to idealne miejsce dla osób z dużych miast. Właścicielka gospodarstwa podkreśla, że nie ma w nim takich dobrodziejstw cywilizacji, jak chociażby telewizor czy radio.

- Jesteśmy konserwatywni, nawet w kwestii posiłków. Do obiadów podajemy kompot. Nie ma mowy o coli – mówi Ewa Piórkowska.

NA ROWERZE

Powiat szczycieński, z racji warunków naturalnych mógłby stać się wymarzonym miejscem dla zwolenników turystyki rowerowej. Wyznaczonych tras rowerowych jednak brakuje. Istniejące szlaki turystyczne: Tatarski i Mazursko-Kurpiowski nie są najlepsze do jazdy rowerem. Pierwszy zaprojektowano z myślą o pieszych, drugi służyć miał motocyklistom. Grażyna Saj-

Klocek z drużyny rowerowej „Kręcioły” ubolewa nad takim stanem rzeczy.

- Ponieważ trasy nie są wytyczone, ludzie często pytają mnie, którędy jechać. Sama niejednokrotnie przyczepiałam do drzew prowizoryczne oznaczenia w postaci sznurków i taśm, to jednak nie wystarczy – narzeka pani Grażyna.

Miłośnikom dwóch kółek proponuje leśne ścieżki biegnące lasami na południe od Szczytna, w okolicach wsi Siódmak, Sasek Mały i Zabiele. Cykliści odwiedzający Szczytno w sezonie letnim powinni zabierać ze sobą własny sprzęt. Wypożyczenie roweru na miejscu to trudna sztuka. Taką możliwość mają jedynie goście niektórych hoteli. Kiedy „Kurek” zapytał w punkcie informacji turystycznej o wypożyczalnię jednośladów, reakcją było zdziwienie.

Wojciech Kułakowski/Fot. M.J.Plitt