Ponad 700 tysięcy złotych wraz z narosłymi przez kilka lat odsetkami, czyli zadłużenie ciążące na Związku Gmin Mazurskich "Jurand" chciało spłacić szczycieńskie stowarzyszenie. Nie spłaci, bo... Związek się nie zgodził. Dług nadal wisi więc nad gminami, które nie skorzystały z jedynej szansy, by się go bezboleśnie pozbyć.

Zgasł promyk nadziei

Cios we własne plecy

Zadłużenie to kwota, jakiej nie zapłacił Związek Gmin Mazurskich "Jurand" olsztyńskiemu przedsiębiorstwu "Przemysłówka" za modernizację budynku byłego żłobka przy ul. Pasymskiej. W wyremontowanym obiekcie od kilku już lat funkcjonuje Ponadlokalne Centrum Rehabilitacyjno-Edukacyjne, którym obecnie kieruje Mirosława Duńczyk. Jednocześnie jest ona przewodniczącą Stowarzyszenia "Promyk", które współpracuje blisko z PCRE. To właśnie stowarzyszenie wyraziło chęć prowadzenia PCRE bez samorządowego pośrednictwa, a władze miasta skrzętnie się na to zgodziły, tym bardziej, że "Promyk" podjął się trudnego dzieła spłacenia remontowych zaległości, ciążących na ZGM "J". Po wstępnej fazie uzgodnień ruszyła procedura. Na sesję Rady Miejskiej przygotowano uchwałę, mówiącą o likwidacji PCRE, co jest konieczne z formalnego punktu widzenia.

- Likwidacja nastąpiłaby z końcem roku i jednocześnie stowarzyszenie powołałoby swoją placówkę, uzyskując od miasta budynek i wyposażenie w długoletnią dzierżawę - wyjaśnił "Kurkowi" burmistrz Bielinowicz. Te rady gmin, które w międzyczasie miały swoje sesje, podjęły uchwały pozytywnie opiniując likwidację (bo taki jest wymóg). Cała procedura była już na dobrej drodze, gdy okazało się, że pomysł otrzymał cios w plecy od... Związku Gmin Mazurskich "Jurand" - burmistrz nie zdołał uzyskać od tego ciała zgody na przekazanie długu stowarzyszeniu "Promyk".

We wtorek 21 września odbyło się Walne Zgromadzenie "Juranda". Dokładniej - miało się odbyć, ale zabrakło quorum, które byłoby władne podejmować wiążące decyzje.

Związek - widmo

Dla Związku Gmin Mazurskich "Jurand", który powstał w połowie pierwszej kadencji samorządowej, zabójczą okazała się trzecia, chociaż już i w drugiej zapadały decyzje, którymi gwoździe do związkowej trumny zaczęto przybijać. "Jurand" nie podołał finansowo inwestycji, a gminy nie miały ochoty na ponoszenie dodatkowych kosztów. I tak doszło do absurdu: Związek się zadłużył i pozwał do sądu samorządy, które go tworzyły o to, by - zgodnie ze statutowymi obowiązkami - pokryły solidarnie zadłużenie. Sądy dla gmin łaskawe nie były. Nakazy płatności zostały orzeczone. Dwa samorządy się wywiązały, pozostałe złożyły odwołania, a sprawy utknęły gdzieś w szufladach. Rozpad Związku potwierdziły poszczególne samorządy, podejmując uchwały o wystąpieniu z jego szeregów. Jak podjęły uchwały to uznały, że mają problem z głowy, a wszelkie próby uregulowania związkowych kwestii paliły na panewce. W jednym, w lutym br., gminy były zgodne: Związek trzeba zlikwidować. Statut zresztą taką okoliczność przewiduje. Mówi bowiem o tym, że jeśli ze związku wystąpi więcej niż połowa członków, ulega on likwidacji. Ale samo nic się nie robi. Konieczne zatem było, ze strony Związku, a dokładniej Walnego Zgromadzenia, podjęcie uchwały o likwidacji, powołanie likwidatora itp. Tego za darmo zrobić się nie da, Związek sam żadnymi funduszami już nie dysponował, a gminy pieniędzy nie zamierzały wydawać. Próbowano zatem znaleźć kogoś, kto za samorządy bałagan uprzątnie. Wybór padł na wojewodę. Skierowano do niego pismo - wniosek, by w ramach nadzoru prawnego postawił Związek w stan likwidacji.

- Ale nie otrzymaliśmy na to pismo żadnej odpowiedzi - informował Andrzej Kabała, były wójt Jedwabna, później sekretarz powiatu, obecnie z samorządami lokalnymi nie związany. No i wszyscy zebrani na wtorkowym posiedzeniu bardzo się na wojewodę obruszyli, choć - jak się okazuje - nie mieli za co.

Zamknięte koło

- Odpowiedź na wniosek została udzielona i wysłana na wskazany w piśmie adres - powiedział "Kurkowi" Jarosław Golański, radca prawny w Wydziale Prawnym i Nadzoru Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie. - Pismo do nas wróciło z adnotacją, że adresat nie istnieje - uzupełnia dodając, że wojewodowe biuro użyło nazwy i adresu wskazanego w piśmie, czyli "Starostwo Powiatowe - Związek Gmin Mazurskich Jurand". W tejże odpowiedzi, która nie dotarła do adresata, prawnicy stwierdzają, że wojewoda nie ma uprawnień, na mocy których mógłby postawić Związek w stan likwidacji. Tego muszą dokonać sami członkowie.

Od wojewodowego radcy "Kurek" dowiedział się także, że uchwały gmin o wystąpieniu ze Związku, mimo że podjęte trzy - cztery lata temu, nie mają do dnia dzisiejszego mocy prawnej. Za takimi uchwałami bowiem winna była iść zmiana statutu Związku, a tego nie uczyniono. "Jurand" wciąż figuruje w krajowym rejestrze związków międzygminnych w takim samym składzie członkowskim, w jakim powstał.

Osobną kwestią pozostają uprawnienia decyzyjne delegatów, wyłonionych przez samorządy poprzedniej kadencji. Tego, bez solidnej analizy prawnej, rozstrzygnąć się nie da, ale prawnika nie ma komu zatrudnić - gminy nie zapłacą, a Związek nie ma czym. I tak kółko się zamyka.

- Sprawa jest obecnie bezprzedmiotowa, bo Stowarzyszenie "Promyk" wobec takiej postawy gmin i delegatów, odstąpiło od swojej propozycji - mówi burmistrz Bielinowicz, nie ukrywając rozgoryczenia. Jego zdaniem, była to ostatnia deska ratunku dla Związku.

Halina Bielawska

2004.09.29