Zosię Żarnoch osobiście poznałem dopiero w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Uczestnicząc w życiu polityczno – administracyjnym miasta Szczytna, wcześniej znałem ją jednak tylko „z widzenia”.
Poznałem ją jako „upierdliwą” radną miejską, gdyż przyszła do mnie z grupą mieszkańców ulicy Bema. Wówczas chciała wywalczyć ponowne otwarcie przejścia przez teren szpitala, bezpośrednio do ulicy Kochanowskiego. Rozpoczynałem wtedy rozbudowę szpitala, konkretnie budowę nowej kotłowni i pralni – więc nie mogłem załatwić ich petycji. Skłóciliśmy się z Zosią, nie potrafiłem jej przetłumaczyć, że to teren zamknięty, teren budowy! Jej chodziło o dobro mieszkańców! Rozumiałem, że działa w dobrej intencji, ale jej upór wywarł na mnie negatywne wrażenie.
Nie przypuszczałem wówczas, że po 18 latach zaprzyjaźnimy się, będziemy najbliższymi sąsiadami i do tego radnymi z jednego klubu VI kadencji Rady Miejskiej w Szczytnie.
Poznałem bardzo dobrze jej męża Bolesława i ich córkę, która wyszła za mąż za mojego pracownika Roberta Siudaka. Robert przed pójściem do pracy w policji, konkretnie do Ruchu Drogowego – pracował pod moim kierunkiem, w służbie zdrowia. Później i z nim zasiadałem w Radzie Miejskiej.