Wrócę do początku mojej pracy w ZOZ w Szczytnie, kiedy to zostałem zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno - eksploatacyjnych.

Jak kontrole i inspekcje najeżdżały szpital
Leszek Mierzejewski

Dyrektorem naczelnym ZOZ był Wenanty Lewalski, porządny człowiek, świetnie zarządzający placówką, do tego praktykujący w przychodni lekarz okulista! Zastępcą ds. medycznych była lek. neurolog Teresa Paciorkowska - Olbryś. Rozpoczęła się dla mnie nowa era, ciekawy okres pracy. Byłem w swoim żywiole: akurat powstała dobudówka oddziału noworodków z całym dołem, stan surowy, tj. postawione gołe mury! Przestój, brak środków finansowych. Głośno wówczas mówiło się o konieczności rozpoczęcia budowy przychodni na ul. Kościuszki 20, ale na przeszkodzie stał brak środków. Komitet gminny PZPR w Świętajnie ponaglał, by rozpocząć budowę Gminnego Ośrodka Zdrowia i to przez nasz Zakład Remontowo - Budowlany, który akurat kończył budowę Gminnego Ośrodka Zdrowia w Wielbarku.

Nasz szpital powiatowy - koniec świata, nędza i rozpacz – zresztą jak wszystkie szpitale powiatowe w Polsce. Gdy światło gasło, to na salach chorych karaluchy spadały z sufitu na łóżka hospitalizowanych. Robactwo biegało po salach, jak ludzie po Marszałkowskiej w dni przedświąteczne. Nie było na nie żadnego sposobu.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.