Już przeszło 20 lat nie jestem związany zawodowo z medycyną, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że w dziedzinie dostępu ludności do służby zdrowia we wsiach, gminach i miastach powiatowych jest dalej niż do księżyca. Z tym, że pomijam obecny stan pandemii, która wywróciła wszystko w służbie zdrowia do góry nogami. W szczególności chodzi mi o leczenie się u swojego lekarza rodzinnego, gdzie konsultacje przeprowadzane są przez telefon! Obłęd! Jak i o lecznictwo zamknięte, i o leczenie się u wybranych specjalistów! Wciąż tkwimy w okresie PRL-u.

Leczenie wczoraj i dziś
Leszek Mierzejewski

W dawnych, ponurych czasach, lekarze bali się nadmiaru chorych i czynili wszystko, aby zniechęcić zwykłych śmiertelników do odwiedzania placówek służby zdrowia, a przede wszystkim do tych tak zwanych zamkniętych, jakimi były i są nadal nazywane szpitale. Powód był jeden - brakowało w powiatowych jednostkach nowoczesnej techniki medycznej. Do tego dochodził zużyty podstawowy sprzęt, no i brak najważniejszego - motywacji finansowej. Nikt nawet nie śnił o złotówkach płynących za chorym, a oddziały zawsze były obłożone ponad stan. Płace personelu wyższego pozostawały na stałym niskim poziomie i obowiązywała zasada czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy. A dziś, co się zmieniło oprócz gruntownego doposażenia, wyremontowania, nowoczesności? Również to, że ci na górze zarabiają krocie, a średniacy i ci na dole nadal klepią biedę, a roboty jak zawsze mają nawał. Od upadku „realnego socjalizmu” minęło ponad trzydzieści lat. Wyrosło młode pokolenie naszych mieszkańców, którzy nie pamiętają tamtych czasów i często z niedowierzaniem wysłuchują opowieści swoich rodziców o „niby lepszym lub gorszym” chorowaniu w tamtych czasach.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.