Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu.

O zmieniających się dyrektorach i remoncie chaty
Leszek Mierzejewski

Dyrektorzy naczelni co kilka lat byli wymieniani przez Zjednoczenie, z tym, że wszystko było uzgadniane i zatwierdzane przez miejscowy komitet PZPR. Mówiło się wówczas, że są „przywożeni w teczkach”, przeważnie z równorzędnych stanowisk z bratnich zakładów lniarskich - rozsianych po całej Polsce.

Od czasu do czasu - wybijający się pracownik awansował na kierownicze stanowiska lub na dyrektora naczelnego, ale to było już życiowe ukoronowanie dotychczasowej kariery.

W latach największego rozkwitu, pod Zjednoczenie Przemysłu Lniarskiego w Łodzi podlegało 49 kombinatów lniarskich z kompletnym zapleczem naukowo - badawczym.

W 1972 roku dyrektor Wacław Folaron został przeniesiony służbowo do Zakładu Doświadczalnego Roszarnictwa w Stęszewie koło Poznania. Była to placówka Instytutu Krajowych Włókien Naturalnych z Poznania. Wyszło mu to na dobre, bo zamieszkał w Poznaniu i skończył Wyższą Szkołę Ekonomiczną, uzyskując tytuł magistra ekonomii. Kilka lat temu zmarł.

Od lewej siedzi z-ca dyrektora ds. skupu i kontraktacji mgr inż. Marian Juszczak, następnie główna księgowa mgr Zofia Lachtara – Woźnicka, ja Leszek Mierzejewski z-ca ds. technicznych, przemawia sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR z Olsztyna Teresa Bambrowicz, następny dyrektor naczelny Zjednoczenia Przemysłu Lniarskiego w Łodzi mgr inż. Janusz Illukowicz, stoi inż. Lucjan Miniszewski i tyłem z-ca dyr. ds ekonomicznych mgr inż Stanisława Malec

W 1967 roku stery rządzenia w Szczytnie objął mgr prawa Tadeusz Molenda, sztywny i bezwzględny w zarządzaniu dyrektor. Ja miałem u niego poważanie, bardziej liczył się z moim zdaniem technicznym, niż ze swoim zastępcą ds. technicznych inż. Zbigniewem Gintrem, poznaniakiem z pochodzenia.

Po dyrektorze Tadeuszu Molendzie ster w zakładzie objął mgr inż. Tadeusz Dyl. Superczłowiek, myśliwy i mój późniejszy serdeczny kolega. Rządził twardą, ale sprawiedliwą ręką.

Za czasów dyrektora Tadeusza Dyla, w 1980 r. otrzymałem nominację na jego zastępcę ds. technicznych. Pamiętam swoje pierwsze zadanie, które otrzymałem od szefa i władz polityczno – administracyjnych miasta Szczytna. Brzmiało ono: - Przeprowadzić remont kapitalny Chaty Mazurskiej na ul. Konopnickiej! Wkurzony byłem niesamowicie, bo była to rozpadająca się ruina i na dodatek nie był to obiekt naszego zakładu! Cóż miałem zrobić, polecenie, to jak rozkaz w wojsku! Obiekt był w gorszym był niż na pierwszy rzut oka się zdawało! Od lat nikt jej nie remontował, korniki ze wszystkich stron ją pożerały. W najgorszym stanie technicznym, po prostu ruinie, było wewnętrzne palenisko kominowe.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.