Miałem wielu przyjaciół, ale o Włodku muszę bezwzględnie napisać, gdyż był człowiekiem niepowtarzalnym, o którym za życia krążyły legendy. Niestety, choć mnóstwo osób go pamięta, to u żadnej z nich nie zachowało się zdjęcie Włodka. Dlatego narysowałem jego karykaturę z lat młodości – popatrzcie.

Włodzimierz Włodarczyk cz. 1
Zdjęcie wykonane przez Włodka w kwietniu 1999 r., podczas stypy po pogrzebie Jurka Jusisa. Od lewej: Leszek Mierzejewski, Tadeusz Szyszka, Andrzej Pleskot, Leon Radziszewski, Lech Bzura, Stefan Bigus, Mirosław Kaczyński, Jan Prusik i obok Leszka Mierzejewskiego z prawej Krzysztof Krakowski

Włodek odszedł przedwcześnie. Jego życiorysem można obdarować kilku dojrzałych mężczyzn. Pierwszy raz zobaczyłem go, a faktycznie poznałem w Szkole Oficerskiej Milicji Obywatelskiej w Szczytnie. Mój kolega, pierwszy sekretarz zakładowej komórki partii, zapoznał mnie z nim, gdy był on w stopniu kapitana. Miałem tam sprawę do załatwienia. W następnych latach spotykaliśmy się od czasu do czasu, na odprawach, naradach, świętach państwowych, z okazji 1 maja, 22 lipca…. W międzyczasie Włodek awansował do stopnia majora. Miał cały sznur poprzypinanych odznaczeń i medali. On obracał się w swoim towarzystwie milicjantów ze szkoły, ja - kolegów z zakładu pracy. Sporadycznie wypijaliśmy z jakiejś tam okazji wódkę i nasze drogi rozchodziły się na jakiś czas. Aż pewnego dnia, gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy Włodek był na milicyjnej, oj, przepraszam - już na policyjnej emeryturze, a ja pracowałem jako zastępca dyrektora szpitala - zetknęliśmy się na dobre i na złe.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.