Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu

Z partią lepiej nie zadzierać
Leszek Mierzejewski

Gdy rozpocząłem pracę, to podlegały nam dwa zakłady produkcyjne w Miłakowie i w Sępopolu. Od 1 stycznia 1970 roku dołączono do nas zakłady produkcyjne w Ełku, Bielsku Podlaskim i Bazę Nasienną w Łomży. Zlikwidowano zakład roszarniczy w Białymstoku na Wysokim Stoczku. Przebywałem w delegacji tam przez pół roku. Nazwę zmieniono nam na Północne Zakłady Przemysłu Lniarskiego „Lenpol” w Szczytnie. W tym okresie zatrudnialiśmy bardzo wielu zdolnych ludzi z przeróżnym wykształceniem z tym, że w latach siedemdziesiątych pracowników z wyższym wykształceniem było jak na lekarstwo, dosłownie kilku. Technik w zawodzie „to było coś”! Wielu pracowników szczyciło się małą maturą, tj. ukończeniem dziewięciu klas szkoły średniej. W czerwcu 1967 roku już miałem w kieszeni tytuł technika, bo pracując w Szczytnie jeździłem raz w miesiącu do Gdańska i ukończyłem zaocznie technikum budowy okrętów! Tylko nie zdawałem matury, do dzisiejszego dnia nie wiem dlaczego? Wówczas prawdopodobnie myślałem, że wszystkie rozumy pozjadałem i o studiowaniu nawet nie śniłem! Pamiętam zdarzenie, gdy już byłem zastępcą dyrektora ds. technicznych. Zgłosiła się do mnie jedna ze starszych urzędniczek z pretensją, że nie jest awansowana, a przecież ukończyła wyższe studia i przedstawiła mi dyplom ukończenia WUMiL (Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu przy Komitecie Powiatowym PZPR w Szczytnie). Nie wiedziałem co z tym fantem począć, a nie mogłem oficjalnie z PARTIĄ ZADZIERAĆ! Kazałem przyjść jej na drugi dzień po decyzję. Gdy o wszystkim opowiedziałem kolegom dyrektorom, to śmiechu było co niemiara - wtedy co trzeci urzędnik, a każdy partyjny miał ukończony ten uniwersytet. Awansowałem ją, ale w kategorii zaszeregowania bez podwyżki finansowej. Nie była usatysfakcjonowana, chodziła na skargi, nawet do miejskiego komitetu PZPR, ale bezskutecznie.

Wcześniej, w 1973 roku, gdy pracowałem w Dziale Głównego Mechanika, została zatrudniona w naszych zakładach na stanowisku Głównego Energetyka przyjezdna, samotna panna w wieku około czterdziestu lat. Inżynier z wykształcenia o paskudnym charakterze. Mnie tolerowała, nawet wybaczała przypadkowo wypowiedziane, niecenzuralne słówka. Podlegli pracownicy, od początku nie darzyli jej sympatią.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.