Gdy zjawiam się w Wodzisławiu – małej, urokliwej miejscowości w województwie świętokrzyskim, to moi tamtejsi znajomi zwykle śpiewają: „Hej z góry, góry jadą Mazury”. Zawsze czeka tam na mnie serdeczność, a aktywność i moc atrakcji same wypisują urlopowy scenariusz.
Ponad 30 pątników pobłogosławionych przez księdza Andrzeja Preussa wyruszyło 15 sierpnia spod kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Szczytnie do Groty Matki Bożej Różańcowej w Linowie. Ta niezwykła, trwająca od 16 lat tradycja gromadzi w Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Pany wiernych, którzy podczas pielgrzymki śpiewem i modlitwą dają świadectwo swojej wiary.
Taki jubileusz postanowiliśmy uczcić okolicznościową imprezą i w dniu 11 lipca 2015 r. zebraliśmy się w restauracji „Zacisze”, by wspominać i świętować.
Nadleśnictwo Spychowo – współtwórca akcji: „Przywitaj lato razem z nami” zorganizowanej przez Sołectwo i GOK Świętajno - dokonało uroczystego otwarcia szlaku rowerowego „Lanca”.
Wszechobecny zapach kwiecia lipowego towarzyszy mi od kilku dni. Gdy rano idę do pracy, to połączony z aromatem chleba z pobliskiej piekarni aż zapiera dech w piersiach i przypomina, że tak właśnie pachną wakacje. Ja już urlop miałam, więc teraz zadowalam się weekendowymi wypadami na łono natury. Gdy dziś padła propozycja dotarcia rowerem do Nart od razu pomyślałam o Biesiadnej Lipie i takiej namiastce urlopowego luzu. Wszak Narty, to typowa, tłumnie oblegana, rekreacyjna miejscowość.
Góra Czterech Wiatrów, to magiczne miejsce z niezwykłą mocą przyciągania. Szczególnie zimą ze wszystkich stron ściągają do Mrągowa pasjonaci sportów zimowych. Organizowane są tam też zawody. W ostatnią sobotę lutego wreszcie i ja zasiliłam grono zawodników startując w rywalizacji o „Puchar G4W”.
Gminny Ośrodek Kultury oraz Nadleśnictwo Wielbark w dniu 1 lutego 2015 r. zorganizowało wspaniałą imprezę - wyprawę po przygody i szusowanie przez zimowym lasem. To już kolejna tego typu fajna zabawa integrująca miłośników narciarstwa biegowego.
Zimy szukałam w górach - tam znalazłam jedynie sztuczny śnieg; gdy wróciłam na Mazury – przywitał mnie prawdziwy, biały puch. Nie traciłam czasu, natychmiast wyciągnęłam biegówki i ruszyłam w leśnodworski las.
Pomysł, by poszusować na prawdziwej górze kiełkował w mojej głowie, aż zakwitł bukietem pewności, wzięłam więc urlop i pojechałam do gościnnego Wodzisławia. Miejscowości, gdzie mieszkają mili, serdeczni i pełni życzliwości ludzie.
Propozycja, by do Mrągowa na G4W jechać w zwykły dzień po 16-tej bardzo mi się spodobała. Spodziewałam się mniejszej, niż w Trzech Króli, frekwencji oraz tańszych podjazdów. Faktycznie w czwartek 8 stycznia 2015 r na stoku mało narciarzy
Wyprawę na Górę Czterech Wiatrów do Mrągowa polecam wszystkim, którzy chcą szusować na zjazdówkach. Tam pod okiem instruktorów za jedyne 70 zł można szlifować warsztat narciarski, poczuć radość, a z czasem... kto wie - ruszyć w tatrzańskie lub nawet alpejskie góry. Naukę można rozpocząć w każdym wieku, a gdy się połknie bakcyla białego szaleństwa, każda zima będzie piękna i wyczekiwana.
Ostatnio tak się składało, że nasze wędrówki odbywały się bardzo blisko, trzymałyśmy się brzegu Dużego Domowego. W niedzielę 7 grudnia 2014 r. postanowiłyśmy więc ruszyć w las, bo dawno tam nie było nas. Wiadomo, że aby dotrzeć do lasu najpierw trzeba wydostać się z miasta.
Ulicą Borową zmierzamy wprost do... boru. Uciekamy przed porywistymi podmuchami wiatru szarpiącymi kurtki. W lesie jest cicho i marsz piaszczystymi drogami sprawia przyjemność. Fajnie się wędruje podpierając kijami i obserwując przyrodę.
Nadszedł czas, by ulubiony pojazd odstawić do piwnicy, żeby wśród ziemniaków odpoczywał od rowerowych szlaków. Sezon rowerowy zakończony, jednak nie oznacza to, że moja aktywność też. Zapotrzebowanie na ruch mam wpisane w życiorys, więc rządna przygód natura podpowiada różnorodne formy miłego kontaktu z przyrodą.
Bardzo podoba mi się pomysł organizowania „Biegu Niepodległościowego”. Wielkie słowa uznania kieruję do pomysłodawców i tych wszystkich, którzy z urzędu oraz społecznie pracują przy tworzeniu i obsłudze tej imprezy. Wspaniała impreza została zainaugurowana rok temu.
Od czasu, gdy spotykamy się na naszej ławeczce mamy okazję telefonicznie rozmawiać z tymi, którzy akurat oglądają nas w swoich komputerach. Jest to fajna zabawa, a osoby które nas widzą, dostrzegają też inne szczegóły i zadają dziwne pytania.
To już trzecie spotkanie na internetowej ławeczce, tym razem swój popis przed wnukami: Marysią i Jasiem miała babcia Bożenia. Machała do nich, my zresztą też, a dzieciaczki się cieszyły. Takie niewinne urządzenie jak kamera, a ileż daje radości, ten kto wymyślił ławeczkę powinien w nagrodę dostać jeśli nie Juranda, to Pofajdoka.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i w niedzielny poranek wszyscy zjechaliśmy na Plac Juranda wprost na pofajdokową ławeczkę. Znów rozdzwoniły się telefony i miło było słyszeć, że nas widać.
W ostatnią niedzielę września na Plac Juranda zjechała dość liczna grupa rowerzystów. Tym razem zamiast zbierać się przy kiosku, przenieśliśmy na pofajdokową ławeczkę. Natychmiast zabrzęczała moja komórka, to znajomi z Wodzisławia informowali, że nas widzą. Fakt, iż jesteśmy rozpoznawalni sprawił, że od następnej niedzieli właśnie pod okiem kamery będziemy się teraz zbierać.
Gdy zjawiłam się w niedzielę 21 września na Placu Juranda, to się po prostu zdziwiłam małą frekwencją – tylko sześć osób. Pogoda wymarzona na rowerową wyprawę, a chętnych mało. Koledzy mnie uświadomili, że przecież w Wielbarku grzybowe szaleństwo, więc tam nasze „Kręcioły” pojechały samochodami.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.