Matka twierdziła, że ma dość mężowskiej harówki, jego nocnych wyjazdów! Krzyczała: - Jeszcze z syna będą śmiechy robili, że grosze zarabia! U nas w Gminnej Spółdzielni tyle co ojciec, to sprzątaczka zarobi, a babcia klozetowa na dworcu, to więcej wyciągnie! – podpuszczała ile mogła, żeby mnie zniechęcić do PKP!

Dodaj komentarz

Pod koniec lat 60. w PRL a tym samym i w Szczytnie nie było pojęcia bezrobocia, na każdego czekał etat. Część zatrudnionych dostawała pieniądze za przychodzenie do pracy. Prosto mówiąc, nie było osób bezrobotnych, ale za to mieliśmy miliony ludzi wykonujących pracę bezproduktywną, bezsensowną i nie mającą żadnego ekonomicznego uzasadnienia.

Dodaj komentarz

Przystańmy jeszcze na moment przy istniejących w latach 60. miejskich kawiarniach. Więc do MOKKI lubili schodzić się taksówkarze i dziewczynki o nie najlepszej reputacji. Był to długi, jak dla mnie nieprzytulny lokal, ale jedną miał zaletę, że zawsze można było znaleźć wolne miejsce. W późniejszych latach, gdy byłem taksówkarzem, sam tam wpadałem na kawę.

Dodaj komentarz

W moich młodzieńczych latach szczycieńskie dziewczyny przynosiły zaszczyt naszemu miastu, bo były przepiękne. Ani wcześniej ani później nie było piękniejszych! Do dziś brak mi słów, aby opisywać ich wdzięki.

Dodaj komentarz

Powróćmy już do naszych szczycieńskich spraw - do końcówki lat sześćdziesiątych. Mnie i moich kolegów w Szczytnie mało co wtedy obchodziło. Jednym uchem coś tam wpadało z nowości obwieszczanych przez media, drugim uchem wypadało! Balowaliśmy i imprezowaliśmy ile się dało!

Dodaj komentarz

Po raz kolejny odwiedziłem mojego znajomego spod Jedwabna latem 2002 roku. Wiele ciekawostek miał mi do zakomunikowania. Najważniejsze, że trzy lata wcześniej zawitała do niego pięcioosobowa rodzina z Niemiec, poprzedni właściciele jego majątku.

Dodaj komentarz

Kolejna część wspomnień przesiedleńca z Lubelszczyzny, który po wojnie osiadł w gminie Jedwabno.

Dodaj komentarz

Druga część wspomnień przesiedleńca z Lubelszczyzny, który po wojnie osiadł w gminie Jedwabno.

Dodaj komentarz

W latach osiemdziesiątych XX wieku bardzo dużo czasu spędzałem służbowo w Jedwabnie i prywatnie w gminie Jedwabno, a konkretnie w Warchałach. Tam poznałem sympatycznego, starszego mężczyznę z tych okolic, który opowiedział mi historię swojego życia.

Dodaj komentarz

Informuję, że jako mechanikowi z wykształcenia – udało mi się skonstruować maszynę pozwalającą przenosić się również wstecz, do roku 1967 - więc przeskoczmy te lata. Zaznaczam, że udało mi się skonstruować ten wehikuł czasu - ale tylko na papierze i w wyobraźni, on nie istnieje i nigdy nie powstanie, nawet przy założeniu dalszego postępu techniki.

Dodaj komentarz

W kwietniu wybrałem się do Banku Spółdzielczego po swoją comiesięczną wypłatę z ZUS. Jestem starej daty człowiek i biorę gotówkę do ręki – wówczas nikt mnie nie przekręci i nie pobierze jej z mojego konta lub z kart płatniczych czy innych wynalazków bankowych. Zresztą, ostatnio jest raj dla oszustów.

Dodaj komentarz

Zanim przejdę do dalszej opowieści z moich młodych lat, zatrzymam się chwilowo w obecnych czasach, na maju 2020 roku. W tym paskudnym okresie obezwładnieni byliśmy przez wirusa w koronie i większość osób odpowiedzialnych za ład i porządek zwala wszystkie niepowodzenia między innymi na to paskudztwo!

Dodaj komentarz

Po trzech latach odpoczynku, w 1978 roku zachciało mi się następnego szczebla edukacji i to na Politechnice Łódzkiej, w Instytucie Budowy Maszyn i Urządzeń Włókienniczych, gdzie po dwóch latach uzyskałem specjalizację inżyniera budowy maszyn włókienniczych. Tam dopiero musiałem przyłożyć się do nauki!

Dodaj komentarz

Po skończonej podstawówce rodzice wybrali mi Zasadniczą Szkołę Budowy Okrętów w Gdańsku – Wrzeszczu. Do dziś nie wiem dlaczego ustawili mnie na tej drodze edukacji. Do obcych miałbym wielką pretensję, ale do swoich nie mogę mieć animozji, bo w tamtych czasach kto najlepiej znał się na talencie syna i znał predyspozycje pierworodnego?

Dodaj komentarz

Pamiętam, że po 44 latach, które szybko minęły, w 1998 roku – gdy byłem dyrektorem naczelnym Zespołu Opieki Zdrowotnej, zapowiedział się do mojego gabinetu interesant w średnim wieku. Wszedł, przywitał się ze mną, popatrzył przez dłuższą chwilę na mnie, po czym zaczął całować w policzki, ściskając równocześnie na tzw. barana.

Dodaj komentarz

Tamtego roku, najważniejszym dla mnie, jako piętnastolatka obiektem była Szkoła Podstawowa nr 3, ze spadzistym dachem, krytym czerwoną, ceramiczną dachówką. Musiano taki dach zastosować, gdyż tylko 30% uległo spaleniu i uszkodzeniu po uderzeniu jakiejś sowieckiej kuli.

Dodaj komentarz

Nauczycielem wszystkich przedmiotów i opiekunem klasy był pan Czesław Orzoł, a kierownikiem szkoły pan Rogala. Imienia nie pamiętam, mam prawo – przecież minęło sześćdziesiąt i pół roku.

Dodaj komentarz

Co jeszcze zapamiętałem ze szczenięcego okresu, tj. do roku 1953, zanim poszedłem się edukować do Szkoły Podstawowej nr 2 w Szczytnie? Przede wszystkim to, że centrum miasta w 80% było zniszczone, natomiast przedmieścia w 20% uległy wojennej dewastacji lub powojennej grabieży.

Dodaj komentarz

Lata najmłodsze zleciały mi dość szybko i beztrosko. Przypominam sobie wiele najgorszych stron, bo zawsze, co najgorsze z biegiem czasu wydaje się najmilsze. Szczenięce lata zamieszkiwałem w starym poniemieckim budynku, który miał i ma do dzisiejszego dnia swój zabytkowy styl, a przede wszystkim specyficzny zapach oraz duszę. W obecnych czasach III Rzeczpospolitej, nikt się nie martwi, że tak piękne kamienice na ulicy 1 Maja popadają w ruinę. Tam gdzie posprzedawano na parterze mieszkania na lokale użytkowe, to nowi właściciele przeprowadzali remonty i pomalowali elewacje do pierwszego piętra. Reszta budynków, pożal się Boże, niech się martwią nowi właściciele, przeważnie starzy ludzie, którym emerytura starcza ledwie na przeżycie.

Dodaj komentarz

Mając piętnaście miesięcy, w sierpniu 1947 roku wraz z rodzicami przeprowadziłem się na Mazury do Szczytna, gdzie ojciec z nakazu pracował, jako konduktor PKP, a po ośmiu latach w 1955 roku awansował na kierownika pociągu. Przeprowadzki rodzice ze mną nie uzgodnili, ponieważ jeszcze nie umiałem mówić, a po drugie był to nakaz z przymusu. Ojciec miał do wyboru: Szczytno, Olsztyn, Mikołajki, Giżycko lub Mrągowo.

Dodaj komentarz