W okresie transformacji ustrojowej wielu moich kolegów i znajomych dorobiło się jednej nocy, w jednym dniu! Kupowali majątki za bezcen. Nabywali dziesiątki hektarów ziemi, lasów za pobory jednego miesiąca. Kupowali od agencji rolnej, od upadających firm – bezprzetargowo! Później już w przetargach, ale prawie za bezcen. Stawali się właścicielami majątków trwałych po likwidowanych PGR-ach, a głównie ich atrakcyjnych ziem. Nabywali środki trwałe z wystawionego do przetargu majątku zakładów przemysłowych i ich ośrodków wypoczynkowych.
Już przeszło 20 lat nie jestem związany zawodowo z medycyną, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że w dziedzinie dostępu ludności do służby zdrowia we wsiach, gminach i miastach powiatowych jest dalej niż do księżyca. Z tym, że pomijam obecny stan pandemii, która wywróciła wszystko w służbie zdrowia do góry nogami. W szczególności chodzi mi o leczenie się u swojego lekarza rodzinnego, gdzie konsultacje przeprowadzane są przez telefon! Obłęd! Jak i o lecznictwo zamknięte, i o leczenie się u wybranych specjalistów! Wciąż tkwimy w okresie PRL-u.
Kiedy myślę o mojej pracy w ZOZ, to ból lekko tylko serce ściska, gdy jestem na terenie szpitala i wspomnę zamkniętą pralnię, a faktycznie zniszczony przez czas obiekt, gdzie technologia prania była w tamtym czasie najnowocześniejsza w Polsce, a kilkanaście kobiet z naszych okolic miało zatrudnienie. Przypominam sobie wyłączoną z eksploatacji kuchnię i spalarnię odpadów medycznych – ale to wszystko jak przez mgłę i przez moment. Najważniejsze, że od kilku lat szpitalem zarządza mgr Beata Kostrzewa, poniekąd bardzo sympatyczna kobieta i jak przekazują mi moi starzy znajomi – mądra szefowa.
Opowiem Wam jedno z wielu ówczesnych zdarzeń niewiarygodnych, ale prawdziwych! Było przez wiele lat namacalne, gdyż koronny świadek tego zdarzenia jeździł i rozwoził towar w naszym Zakładzie Remontowo- Budowlanym. Do dziś się rumienię na samo wspomnienie! Za siebie, za nasz ówczesny ustrój, za celników i za wszystkie tamte durne przepisy.
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów, gdy był zastępcą dyrektora szczycieńskiego szpitala.
Gdy już mieliśmy zakończoną budowę przychodni na ul. Kościuszki 20, do szczęścia brakowało farb do pomalowania elewacji i wnętrza pomieszczenia. Na jednej z narad roboczych, na początku 1984 roku, naczelnik miasta dr Jan Hoffman zaoferował się, że pomoże sprowadzić takowe z Bielska Białej, nawet z zapasem dla mojego Zakładu Remontowo-Budowlanego i dla miasta Szczytna.
Drugim ciekawym zdarzeniem związanym z zakupem materiałów dla naszej przychodni na ul. Kościuszki nr 20 było to, gdy ówczesny naczelnik miasta dr Jan Hoffman zabrał nas z sobą w celu załatwienia ich przydziału. Jechaliśmy z towarzyską wizytą, a przy okazji chcieliśmy wykorzystać wpływy komendanta ośrodka rządowego w Łańsku płk. Kazimierza Doskoczyńskiego.
W trakcie budowy przychodni przy ul. Kościuszki miałem wiele zabawnych i ciekawych zdarzeń, ale dwa wbiły mi się do głowy. Pamiętam każdy szczegół z detalami.
Leszek Mierzejewski wspomina, jak w PRL-u prowadzone były inwestycje w szczycieńskiej służbie zdrowia – dokończenie budowy oddziału noworodków i budowa przychodni przy ul. Kościuszki.
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z okresu jego pracy w szczycieńskim szpitalu.
Wrócę do początku mojej pracy w ZOZ w Szczytnie, kiedy to zostałem zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno - eksploatacyjnych.
Jeżdżąc na taksówce dogadałem się ze znajomym dyrektorem ZOZ, lekarzem Wenantym Lewalskim, który wszedł mi na ambicję i skaperował do pracy w swojej jednostce. Tym sposobem w dniu 16 września 1982 roku, mając 36 lat i jeszcze ciemne włosy, przekroczyłem progi szpitala na ul. M. C. Skłodowskiej 12.
Nie wiem, czy obecni trzydziestolatkowie i starsi uwierzą, że rok 1981 był totalnym kryzysem w naszej gospodarce. Mieliśmy do czynienia z rozsypującą się gospodarką i perspektywą głodu, szczególnie dla tych mniej zaradnych. Trzy sfery działalności: produkcja, handel i usługi stały na skraju przepaści.
Nie będę się rozwodził i pisał w szczegółach o „Lenpolu”, ale łezka mi się w oku kreci, że w jednym dniu, jakiś dureń na wysokim stołku podjął decyzję o likwidacji przemysłu lniarskiego i nie tylko tego przemysłu w Polsce! Boli mnie serce, że do dzisiejszego dnia nie pociągnięto do odpowiedzialności osób, które zmarnowały bezpowrotnie tyle majątku narodowego!!!
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu.
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu.
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu
Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów jego pracy w Lenpolu.
W tym tygodniu Autor wspomina początki swojej pracy w szczycieńskim Lenpolu.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.