Przez długi czas okolice Szczytna stanowiły pas granicznej puszczy. Zorganizowana kolonizacja tych terenów zaczęła się dopiero wtedy, gdy Krzyżacy w 1379 roku zawarli z litewskim księciem Jagiełłą „dziwny pokój”.
2 lutego 1943 roku skapitulowały niemieckie wojska okrążone pod Stalingradem. Po tej bitwie losy II wojny światowej się odwróciły. W Niemczech z walkami pod Stalingradem związana jest znana historia o pewnym lekarzu, którego ojciec leczył ludzi w Jedwabnie.
Horst Kopkow nie umarł w 1948 roku. Jego śmierć sfingowały wówczas brytyjskie służby specjalne. W rzeczywistości Kopkow żył dostatnio przez długie
lata w Gelsenkirchen i zmarł tam dopiero 13 października 1996 roku. Dla zachodnich tajnych służb jego wiedza musiała być bezcenna.
Brytyjskim śledczym udało się odnaleźć Horsta Kopkowa. W styczniu 1947 roku Vera Atkins go przesłuchała. Niestety nie pociągnięto go do odpowiedzialności za śmierć setek alianckich szpiegów, gdyż w czerwcu 1948 roku zmarł na zapalenie płuc. Miał wówczas zaledwie 38 lat. Informację o śmierci Kopkowa przesłano śledczym ścigającym go za popełnione zbrodnie wojenne. Jego sprawa została zamknięta.
Pochodzący ze Szczytna SS–Sturmbannführer Horst Kopkow był jednym z najważniejszych funkcjonariuszy Gestapo. Stał na czele referatu IV A 2, do którego głównych zadań należało wykrywanie wrogich szpiegów. To Kopkow kierował wykryciem i aresztowaniem członków sowieckiej siatki szpiegowskiej nazywanej „Czerwoną Orkiestrą” oraz setek innych agentów aliantów. Dało to mu przydomek „najlepszego łowcy szpiegów Hitlera”.
„Zabójca z Gestapo, który żył podwójnie”. Artykuł o takim tytule ukazał się 7 sierpnia 2005 roku w angielskim tygodniku „The Sunday Times”. Tym funkcjonariuszem Gestapo był pochodzący ze Szczytna SS – Sturmbannführer Horst Kopkow.
Tradycje świąteczne na Mazurach były bogate. Niestety w większości zanikły. Dzisiaj można je poznać tylko dzięki książkom i starym zdjęciom.
Przed przybyciem Krzyżaków ziemie mazurskie zamieszkiwali Galindowie, będący jednym z plemion pruskich. Wyginęli oni w tajemniczych okolicznościach. Istnieją na ten temat różne legendy a historycy do dziś próbują wyjaśnić tę zagadkę.
Na uroczystość nadania Środowiskowemu Domowi Samopomocy w Piasutnie imienia Jerzego Lanca
we wrześniu tego roku z Niemiec przyjechał tylko jeden jego syn, Jerzy Lanc junior. Starszy Bogusław zmarł
w 2002 roku. Po ponad siedemdziesięciu latach Jerzy junior ponownie zobaczył miejsce, gdzie pracował
i zmarł jego ojciec.
1 września 1939 roku 7 – letni Jerzy Lanc junior miał po raz pierwszy iść do polskiej szkoły. Wybuch wojny sprawił, że rozpoczął naukę w szkole niemieckiej. Cała rodzina po przegranej przez Niemcy wojnie musiała wyjechać z Polski. Nikogo nie interesował fakt, że ojciec rodziny stracił życie, czuwając nad krzewieniem polskości.
1 marca 1932 roku w domu na Łęgu koło Piasutna znaleziono martwego Jerzego Lanca, nauczyciela jedynej szkoły polskiej na Mazurach. Przyczyną śmierci był ulatniający się tlenek węgla. Okoliczności nigdy nie wyjaśniono. Lanc miał zaledwie 31 lat. Wdowa, Anna Ernestyna, musiała teraz sama zająć się wychowaniem 2,5 – letniego syna Bogusława oraz kolejnego dziecka, które dopiero było w drodze.
Wiosną tego roku niespodziewaną wizytę w Piastunie złożyła rodzina Jerzego Lanca, przedwojennego nauczyciela polskiej szkoły w tej wsi, jedynej takiej na całych Mazurach. Wśród gości był Jerzy Lanc junior, syn tragicznie zmarłego nauczyciela. Paradoks historii sprawił, że członkowie rodziny mieszkają w Niemczech. Jak do tego doszło?
Niewiele brakowało, aby nieczynny kościół ewangelicki w Nowym Dworze popadł w kompletną ruinę. Dzięki staraniom mieszkańców i księdza Jana Suwały, ówczesnego proboszcza w Jedwabnie, świątynię uratowano i przejęto na cele kultu rzymskokatolickiego.
„Krzyżacy” Sienkiewicza cieszyli się sporym zainteresowaniem czytelników. Polskie organizacje
w Szczytnie rozprowadzały powieść nawet w czasach III Rzeszy, dopóki tego nie zabroniono. Nakręcony na podstawie książki w 1960 roku film odniósł ogromny sukces. Już wkrótce w Muzeum Mazurskim w Szczytnie będzie można oglądać wystawę poświeconą filmowym „Krzyżakom”.
Skoro wiemy już jak wyglądał zamek krzyżacki w Szczytnie, to wypadałoby udać się do Spychowa, aby zobaczyć włości Juranda. Po pół godziny jazdy dociera się do jego rzekomego gniazda. Spychowo to miejscowość urokliwa i atrakcyjna turystycznie. Jednak Sienkiewicz pisał w swej powieści o fikcyjnym Spychowie a dzisiejsze Spychowo w jego czasach nazywało się ... Pupy.
Spora część „Krzyżaków” rozgrywa się na zamku w Szczytnie. To tutaj obserwujemy nieszczęsną wyprawę Juranda po swe dziecko, tutaj też Zygfryd de Löwe planuje i realizuje swą zemstę. W filmie możemy nawet podziwiać okazały szczycieński zamek, za który w rzeczywistości służył filmowcom zamek w Malborku. A jaki naprawdę był zamek w Szczytnie?
Aktor Michał Pluciński, odtwarzający w „Krzyżakach” rolę biskupa Mikołaja Kurowskiego, stojącego na czele poselstwa króla polskiego do wielkiego mistrza, wcześniej zagrał w innym filmie związanym ze Szczytnem. Był to najbardziej antypolski film w historii. Nosił tytuł „Heimkehr” – „Powrót do ojczyzny” i został nakręcony na polecenie Josefa Goebbelsa w latach 1940 – 1941. Głównym miejscem zdjęć do tego filmu były Chorzele.
Jurand ze Spychowa to legendarny bohater literacki. Równie barwny jest życiorys aktora Andrzeja Szalawskiego, odtwarzającego tę postać
w filmie „Krzyżacy”.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.